Dziesięć lat straconych – opowieść o zdradzie i przebaczeniu
— Co ty pleciesz, Weronika?! — krzyknęła Kasia, chwytając ze stołu filiżankę z wystygłą kawą. — Dziesięć lat! Dziesięć lat się przyjaźniłyśmy, a ty…
— A co ja? — przerwałam jej, zrywając się z kanapy. — Mam ci się ze wszystkiego tłumaczyć? Sama mówiłaś, że Marek cię już nie interesuje!
— Mówiłam! Ale nie znaczyło to, że możesz… że możesz tak po prostu wejść w moje życie i zabrać wszystko, co dla mnie ważne! — jej głos drżał, a ja poczułam, jak coś ściska mnie w gardle.
W tej chwili świat się zatrzymał. Siedziałyśmy w moim małym mieszkaniu na Pradze, gdzie przez lata dzieliłyśmy się sekretami, śmiałyśmy do łez i płakałyśmy po rozstaniach. Teraz między nami była przepaść, której nie potrafiłam przeskoczyć.
Kasia była dla mnie jak siostra. Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów na UW. Ona – energiczna, zawsze otoczona ludźmi, ja – cicha, trochę nieśmiała. To ona wyciągnęła mnie na pierwszą imprezę, to ona pocieszała po nieudanych egzaminach. Przez dziesięć lat byłyśmy nierozłączne. Nawet kiedy wyjechała na pół roku do Londynu, pisałyśmy do siebie codziennie.
A potem pojawił się Marek. Przystojny informatyk z sąsiedniego wydziału. Najpierw był chłopakiem Kasi – przez dwa lata stanowili idealną parę. Ale coś zaczęło się psuć. Kasia coraz częściej narzekała na jego chłód, brak zaangażowania. W końcu powiedziała mi: „Już mnie nie interesuje. Chyba to koniec”.
Nie planowałam tego. Naprawdę. Marek zaczął do mnie pisać – najpierw niewinnie, o studiach, potem coraz bardziej osobiste wiadomości. Spotkaliśmy się raz, drugi… W końcu nie potrafiłam już zaprzeczać uczuciom. Kiedy powiedziałam Kasi, że coś jest między mną a Markiem, myślałam, że zrozumie. Przecież sama mówiła…
Ale teraz widziałam w jej oczach ból i rozczarowanie.
— Wera, jak mogłaś? — szepnęła cicho. — Przecież wiedziałaś, jak bardzo mi na nim zależało…
— Myślałam, że już nie…
— Myślałaś! — przerwała mi ostro. — A zapytałaś mnie chociaż raz? Czy tylko słuchałaś tego, co chciałaś usłyszeć?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara na ścianie.
— Wiesz co jest najgorsze? — Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem. — Że nawet nie próbowałaś ze mną o tym porozmawiać. Po prostu… zrobiłaś to za moimi plecami.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam jej powiedzieć, że to nie tak, że próbowałam… Ale czy naprawdę próbowałam? Czy raczej bałam się konfrontacji i wolałam udawać, że wszystko jest w porządku?
— Przepraszam — wyszeptałam w końcu. — Nie chciałam cię zranić.
Kasia wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
— Za późno na przeprosiny — powiedziała twardo. — Dziesięć lat przyjaźni… I wszystko przez jednego faceta.
Wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, otoczona wspomnieniami: zdjęciami na lodówce, kubkami z naszych wspólnych wyjazdów, książkami pożyczonymi od Kasi.
Przez kolejne dni czułam się jak cień samej siebie. Marek próbował mnie pocieszać, ale każde jego słowo tylko pogłębiało moją winę. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. W pracy popełniałam głupie błędy – szefowa patrzyła na mnie z rosnącym niepokojem.
W końcu napisałam do Kasi długi list. Opisałam wszystko – swoje uczucia, strach przed utratą przyjaźni, żal do samej siebie. Czekałam na odpowiedź tydzień, dwa… W końcu dostałam krótką wiadomość: „Potrzebuję czasu”.
Marek coraz częściej znikał wieczorami. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Pewnego dnia zobaczyłam go w kawiarni na Nowym Świecie – siedział z jakąś dziewczyną i śmiał się tak beztrosko, jak nigdy przy mnie.
Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko. Zrozumiałam wtedy, że straciłam wszystko: przyjaciółkę i miłość.
Minęły miesiące. Kasia nie odezwała się więcej. Marek odszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostały mi tylko wspomnienia i pytania bez odpowiedzi.
Czasem patrzę na nasze stare zdjęcia i zastanawiam się: czy warto było poświęcić dziesięć lat przyjaźni dla kilku chwil szczęścia? Czy można odbudować zaufanie po takim ciosie? Może każdy z nas musi czasem coś stracić, żeby zrozumieć własne błędy…