„Zupa z dzieciństwa” – historia o zazdrości, miłości i rodzinnych sekretach

— Znowu tam byłeś, prawda? — słowa wystrzeliły ze mnie, zanim zdążyłam się powstrzymać. Stał w progu kuchni, z torbą na zakupy i tym swoim niewinnym uśmiechem, który kiedyś mnie rozczulał, a teraz tylko irytował.

— O czym ty mówisz, Aniu? — zapytał Michał, odkładając klucze na blat. — Byłem w sklepie.

— W sklepie? — powtórzyłam z niedowierzaniem. — To ciekawe, bo znowu czuję ten zapach. Ten sam, co ostatnio. Barszcz czerwony z uszkami. Twoja mama gotowała dziś barszcz, prawda?

Zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć słów. W tej ciszy usłyszałam własne serce bijące jak szalone.

— Aniu, proszę cię… — zaczął łagodnie, ale ja już nie słuchałam. W głowie miałam tylko jedno: on znowu był u niej. U swojej matki. I jadł jej obiady. Tak jakby do innej kobiety chodził.

Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszałam od niego: „Moja mama robiła to inaczej”. Albo gdy wrócił do domu z uśmiechem na twarzy i powiedział: „Wpadłem do mamy na chwilę”. Chwilę? Godzinę go nie było! A ja siedziałam sama z naszym synkiem, próbując ogarnąć dom i ugotować coś, co chociaż trochę przypominałoby jego dzieciństwo.

Ale nigdy nie przypominało. Zupa była za słona, schabowy za suchy, a pierogi się rozpadały. Michał nigdy nie narzekał wprost, ale widziałam w jego oczach tęsknotę za czymś, czego nie potrafiłam mu dać.

Zaczęło się niewinnie. Raz na tydzień, potem dwa razy. W końcu niemal codziennie znajdował pretekst, by „wpaść do mamy”. A ja? Ja śniłam o teściowej drugą noc z rzędu. Koszmar – bo wszystko wydawało się tak realne. Siedziała naprzeciwko mnie przy stole i patrzyła z wyższością.

— Nie martw się, Aniu — mówiła w moim śnie. — Michał zawsze będzie wracał do mnie.

Budzę się spocona i roztrzęsiona. Próbuję go obudzić, powiedzieć mu o tym śnie, ale on tylko przewraca się na drugi bok i mruczy coś niezrozumiałego.

W pracy nie mogę się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważa moje rozkojarzenie.

— Coś się stało?

— Mąż… — zaczynam i nagle czuję gulę w gardle. — On… chyba mnie zdradza.

Kasia patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

— Z kim?

— Z własną matką — odpowiadam pół żartem, pół serio.

Śmieje się nerwowo, ale ja nie potrafię się uśmiechnąć.

Wieczorem próbuję z nim rozmawiać. Siadamy naprzeciwko siebie przy stole. Nasz synek bawi się klockami w kącie.

— Michał, musimy pogadać — mówię stanowczo.

— O czym?

— O twojej mamie. O tym, że ciągle tam chodzisz. Czuję się… odrzucona. Jakbyś wolał być tam niż tutaj.

Patrzy na mnie długo i ciężko wzdycha.

— Aniu, przesadzasz. To tylko obiad raz na jakiś czas.

— Raz na jakiś czas? Bywasz tam częściej niż w domu! — podnoszę głos.

Nasz synek podnosi głowę i patrzy na nas przestraszony.

— Nie kłóćcie się… — mówi cicho.

Czuję łzy napływające do oczu. Michał podchodzi do mnie i próbuje mnie objąć, ale odsuwam się gwałtownie.

— Nie rozumiesz mnie — szepczę przez łzy.

On milczy. W tej ciszy czuję się jeszcze bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.

Następnego dnia postanawiam porozmawiać z teściową. Dzwonię do niej i proszę o spotkanie.

— Oczywiście, Aniu — odpowiada słodkim głosem. — Zapraszam na kawę.

Idę tam z duszą na ramieniu. Wchodzę do jej mieszkania i od razu czuję ten zapach – domowy rosół, świeżo upieczony sernik. Wszystko takie znajome… dla Michała. Dla mnie to obce terytorium.

Siadamy przy stole. Teściowa nalewa mi kawy i patrzy na mnie uważnie.

— Co cię sprowadza?

Biorę głęboki oddech.

— Chciałam porozmawiać o Michale. O tym, że często tu bywa…

Uśmiecha się lekko.

— On zawsze był moim oczkiem w głowie. Po śmierci ojca to my byliśmy rodziną. Tylko ja i on.

Czuję ukłucie zazdrości.

— Ale teraz ma swoją rodzinę — mówię cicho.

Patrzy na mnie chłodno.

— Rodzina to nie tylko papierek i dziecko, Aniu. To więź, której nie da się przeciąć ot tak.

Wracam do domu roztrzęsiona. Michał czeka na mnie w kuchni.

— I co? Pogadałaś z mamą?

— Tak — odpowiadam sucho. — I wiesz co? Ona nigdy cię nie odda.

Milczymy przez długą chwilę. W końcu Michał mówi:

— Aniu… Ja po prostu tęsknię za domem. Za tym smakiem dzieciństwa. Ty jesteś moją żoną i kocham cię nad życie, ale… czasem potrzebuję poczuć się znowu dzieckiem.

Patrzę na niego i nagle dociera do mnie cała prawda: nie walczę z inną kobietą o jego miłość. Walczę z jego wspomnieniami, z dzieciństwem, którego nie potrafię mu przywrócić.

Przez kolejne dni próbuję zaakceptować tę sytuację. Gotuję jego ulubione dania według przepisów teściowej – czasem wychodzą lepiej, czasem gorzej. Michał docenia moje starania, ale widzę w jego oczach tę samą tęsknotę co wcześniej.

Pewnego wieczoru siadamy razem przy stole po kolacji.

— Może powinniśmy pojechać razem do twojej mamy? — proponuję niepewnie.

Michał uśmiecha się szeroko po raz pierwszy od dawna.

— Naprawdę?

Kiwnęłam głową. Może to jedyny sposób, by przestać walczyć i zacząć budować coś wspólnie?

W sobotę jedziemy całą rodziną do teściowej. Jest trochę niezręcznie na początku, ale potem atmosfera się rozluźnia. Nasz synek bawi się z babcią, a ja obserwuję Michała – szczęśliwego jak dziecko przy stole pełnym ulubionych potraw.

Wracając do domu czuję ulgę pomieszaną ze smutkiem. Czy zawsze będziemy dzielić się jego sercem? Czy każda żona w Polsce musi konkurować z matką swojego męża?

Czasem zastanawiam się: czy to ja jestem zazdrosna o jego matkę… czy może o to szczęśliwe dzieciństwo, którego sama nigdy nie miałam? Czy można nauczyć się dzielić miłość – nawet jeśli czasem boli?