Nie taka matka, jak ją malują: refleksje o życiu byłej synowej po rozwodzie
Zamknęłam drzwi za wnuczką i poczułam, jak serce wali mi w piersi. Znowu. Znowu ten sam chłód, to samo poczucie, że jestem tylko dodatkiem do ich życia, a nie jego częścią. – Babciu, pa! – krzyknęła mała Lena, wybiegając na klatkę schodową. Magda nawet nie spojrzała mi w oczy. Tylko skinęła głową, jakbyśmy były obcymi kobietami spotkanymi przypadkiem w sklepie.
Nie tak wyobrażałam sobie starość. Nie tak wyobrażałam sobie rodzinę. Nazywam się Anna, mam 62 lata i mieszkam w Poznaniu. Mój świat rozpadł się trzy lata temu, kiedy mój jedyny syn, Paweł, oznajmił mi, że rozwodzi się z Magdą. Byli razem dziesięć lat. Wydawało się, że są szczęśliwi – dom na Ratajach, wspólne wakacje nad Bałtykiem, niedzielne obiady u mnie. A potem nagle wszystko się skończyło.
– Mamo, to nie twoja wina – mówił Paweł, pakując walizki. – Po prostu już się nie kochamy.
Nie wierzyłam mu. Winiłam Magdę. Była inna niż ja – energiczna, niezależna, zawsze miała swoje zdanie. Nie pozwalała sobie wejść na głowę. Często się sprzeczałyśmy o drobiazgi: o to, czy Lena powinna jeść słodycze przed obiadem, czy może chodzić sama do szkoły, czy powinna mieć telefon w drugiej klasie.
Po rozwodzie Paweł wynajął kawalerkę na Jeżycach i zaczął nowe życie. Magda została z Leną w ich mieszkaniu. Myślałam naiwnie, że teraz będę mogła być dla wnuczki kimś więcej – drugą mamą, opoką. Ale Magda odsunęła mnie jeszcze bardziej.
– Anna, proszę cię, nie podważaj moich decyzji przy Lenie – powiedziała mi pewnego dnia przez telefon. – To ja jestem jej matką.
Zatkało mnie. Jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Próbowałam rozmawiać z Pawłem:
– Synu, nie widzisz, co ona robi? Odcina mnie od Leny! Przecież to twoje dziecko!
– Mamo, nie mieszaj się – odpowiedział zmęczonym głosem. – Magda dobrze sobie radzi.
Ale czy naprawdę? Zaczęły do mnie docierać plotki od sąsiadek:
– Widziałam Magdę z jakimś facetem na placu zabaw…
– Podobno wyjeżdża z Leną na weekendy do Warszawy…
– A słyszała pani, że Lena chodzi na jakieś dziwne zajęcia? Joga dla dzieci? Co to za wymysły?
Czułam narastający gniew i bezsilność. Przecież ja wiem lepiej! Ja wychowałam Pawła na porządnego człowieka! Uczyłam go szacunku do starszych, tradycji, rodziny. A teraz moja wnuczka dorasta w świecie bez zasad?
Pewnego dnia zadzwoniłam do Magdy:
– Może Lena spędzi u mnie ferie? Zrobię jej pierogi, pójdziemy do teatru lalek…
– Anna, Lena ma już plany – odpowiedziała chłodno. – Jedziemy z przyjaciółmi do Zakopanego.
Znowu poczułam się niepotrzebna. Jakby moje życie przestało mieć sens.
Próbowałam znaleźć wsparcie u mojej siostry:
– Basia, ona mnie ignoruje! Jakby chciała wymazać mnie z życia Leny!
– Aniu… może daj im trochę przestrzeni? Czasy się zmieniły…
Ale ja nie potrafię odpuścić. Zaczęłam coraz częściej dzwonić do Pawła:
– Synu, musisz coś zrobić! Lena potrzebuje babci!
– Mamo… Lena cię kocha. Ale Magda ma prawo decydować o jej wychowaniu.
Zaczęłam śledzić Magdę na Facebooku. Zdjęcia z gór, z koncertów, z rowerowych wycieczek po Wielkopolsce. Uśmiechnięta Lena wśród obcych dzieci. Nowy mężczyzna u boku Magdy – przystojny brunet w okularach.
Zazdrość ścisnęła mnie za gardło.
Pewnego dnia Lena przyszła do mnie smutna:
– Babciu… mama powiedziała, że nie mogę już do ciebie przychodzić sama po szkole.
– Dlaczego?
– Bo się pokłóciłyście…
Serce mi pękło.
Zadzwoniłam do Magdy:
– Co ty wyprawiasz? Chcesz mi zabrać wnuczkę?
– Anna! Przestań ją nastawiać przeciwko mnie! Jeśli jeszcze raz usłyszę od Leny coś takiego, ograniczę wam kontakty!
Wybuchłam płaczem. Zadzwoniłam do Basi:
– Ona chce mnie zniszczyć! Chce mi odebrać wszystko!
– Aniu… a może spróbuj inaczej? Może zamiast walczyć… po prostu zaakceptuj jej wybory?
Nie umiałam. Czułam się jak cień samej siebie. Zaczęłam chorować – serce, ciśnienie, bezsenność. Lekarz zapisał mi leki uspokajające.
W końcu Paweł przyszedł do mnie sam:
– Mamo… musisz przestać walczyć z Magdą. Lena cię potrzebuje spokojnej i szczęśliwej.
Popatrzyłam na niego przez łzy:
– Ale ja tylko chcę być dla niej ważna…
– Jesteś ważna. Ale musisz pozwolić jej żyć po swojemu.
Długo myślałam nad tymi słowami.
Dziś patrzę na zdjęcia Leny na ścianie i zastanawiam się: czy naprawdę byłam taką złą teściową? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu? Czy można kochać za bardzo?
Czasem myślę: może gdybym była inna… mniej wymagająca… bardziej otwarta…
A wy? Czy potrafilibyście pogodzić się z tym, że rodzina wygląda dziś inaczej niż kiedyś? Czy można nauczyć się kochać bez kontroli i oczekiwań?