Oczy minionej przyjaźni – historia spotkania, które zmienia wszystko
Gwałtowne szarpnięcie autobusu o mało nie powaliło mnie na ziemię. Ledwo zdążyłam złapać się zimnej, metalowej poręczy, zanim runęłabym na kolana kobiecie siedzącej tuż przede mną. Wstyd, gorący i palący, rozlał się po mojej twarzy. Przeprosiłam półgłosem, nie patrząc nawet na nią – aż do chwili, gdy usłyszałam znajome westchnienie. Podniosłam wzrok i zamarłam.
– Walusia? – wyszeptałam, nie wierząc własnym oczom.
Kobieta, na którą prawie upadłam, spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Jej twarz była starsza, policzki bardziej zapadnięte, ale oczy… Te same oczy, które kiedyś znałam lepiej niż własne odbicie w lustrze. Przez sekundę patrzyły na mnie z mieszaniną zaskoczenia i bólu.
– Marta… – odpowiedziała cicho. – To naprawdę ty?
W autobusie zapadła niezręczna cisza. Ludzie wokół nas udawali, że nie słyszą, ale czułam na sobie ich ciekawskie spojrzenia. Przez chwilę chciałam uciec – wysiąść na najbliższym przystanku i zostawić za sobą to spotkanie-ducha. Ale coś mnie zatrzymało.
Usiadłam obok niej. Milczenie między nami było gęste jak mgła nad Wisłą w listopadzie. W końcu Walusia odezwała się pierwsza:
– Minęło tyle lat…
– Dziesięć – odpowiedziałam automatycznie. – Dziesięć lat i trzy miesiące.
Pamiętałam dokładnie dzień, w którym przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Pamiętałam każdą kłótnię, każde słowo wypowiedziane w gniewie. Pamiętałam łzy mojej matki, gdy wróciłam do domu po tamtej nocy.
– Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę – powiedziała Walusia, patrząc przez okno na szare ulice Warszawy.
– Ja też…
Przez chwilę żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć dalej. W końcu zebrałam się na odwagę:
– Jak się masz?
Walusia wzruszyła ramionami.
– Jakoś… Żyję. Pracuję w sklepie spożywczym na Grochowie. Mam syna. Michał ma już siedem lat.
Zaskoczenie musiało odbić się na mojej twarzy.
– Syn? Nie wiedziałam…
– Dużo rzeczy o mnie nie wiesz – odpowiedziała gorzko. – A ty? Jak ci się układa?
Zawahałam się. Czy powinnam mówić prawdę? Że moje małżeństwo rozpadło się dwa lata temu? Że od tamtej pory żyję sama z córką i ledwo wiążę koniec z końcem? Że czasem brakuje mi kogoś bliskiego tak bardzo, że aż boli?
– Pracuję w bibliotece. Mam córkę, Zosię. Jest w drugiej klasie.
Walusia uśmiechnęła się smutno.
– Zawsze lubiłaś książki…
Przez chwilę obie milczałyśmy, każda pogrążona we własnych myślach. W mojej głowie przewijały się obrazy z przeszłości: nasze wspólne wagary nad Wisłą, śmiech do łez na ławce pod blokiem, pierwsze miłości i pierwsze rozczarowania. I ten jeden dzień, który wszystko zniszczył.
– Pamiętasz tamten wieczór? – zapytała nagle Walusia.
Zacisnęłam dłonie na torebce.
– Jak mogłabym zapomnieć?
To był wieczór moich osiemnastych urodzin. Zaprosiłam wszystkich znajomych, ale najważniejsza była ona – moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki. Wszystko poszło nie tak. Ktoś przyniósł alkohol, ktoś inny zaczął plotkować o moim chłopaku. W pewnym momencie usłyszałam Walusię śmiejącą się z czegoś, co powiedziałam w zaufaniu tylko jej. Poczułam się zdradzona jak nigdy wcześniej.
– Przepraszam – powiedziała teraz cicho Walusia. – Wiem, że cię zraniłam. Byłam głupia i zazdrosna…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Też nie byłam bez winy – przyznałam drżącym głosem. – Mogłam wtedy porozmawiać z tobą szczerze, a zamiast tego zamknęłam się w sobie i odcięłam od wszystkich.
Walusia spojrzała na mnie z nadzieją.
– Myślisz… myślisz, że mogłybyśmy zacząć od nowa?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, autobus gwałtownie zahamował na kolejnym przystanku. Ludzie zaczęli wysiadać; ktoś potrącił mnie łokciem. Spojrzałam na Walusię i zobaczyłam w jej oczach to samo pragnienie bliskości, które czułam ja sama.
– Nie wiem… – wyszeptałam szczerze. – Ale chciałabym spróbować.
Wysiadłyśmy razem na następnym przystanku. Szłyśmy obok siebie w milczeniu przez kilka minut, aż w końcu Walusia zatrzymała się pod starym kasztanem.
– Marta… Dziękuję ci za to spotkanie. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie… Dziękuję.
Objęłyśmy się niepewnie, jakbyśmy bały się, że dotyk może wszystko zepsuć albo wszystko naprawić.
Kiedy wracałam do domu tego wieczoru, długo patrzyłam przez okno na światła miasta. Zastanawiałam się, ile jeszcze takich spotkań czeka mnie w życiu – ile razy będziemy mieli szansę naprawić to, co zostało złamane przez dumę i milczenie?
Czy naprawdę można przebaczyć i zacząć od nowa? A może są rany, które nigdy się nie zagoją?