Sześć lat poświęcenia – czy warto było oddać wszystko rodzinie męża?
– Magda, nie przesadzaj, przecież to tylko na chwilę – usłyszałam głos teściowej w słuchawce. Była środa, godzina 21:30. Stałam w kuchni, zmywając naczynia po kolacji, kiedy zadzwoniła. W tle płakała nasza dwuletnia córeczka, a ja czułam, jak narasta we mnie frustracja.
– Pani Krysiu, ja naprawdę nie wiem, czy dam radę. Praca, dziecko, dom… A teraz jeszcze babcia? – próbowałam tłumaczyć, choć czułam, że to walka z wiatrakami.
– Magda, przecież jesteście rodziną. Babcia nie ma nikogo poza nami. Ja muszę wyjechać do Niemiec, wiesz, jak jest… Tu nie zarobię na remont mieszkania. To tylko kilka miesięcy, obiecuję – zapewniała teściowa.
Nie wiedziałam wtedy, że te „kilka miesięcy” zamieni się w sześć długich lat.
Mój mąż, Tomek, stał obok i patrzył na mnie z wyrzutem. – Przecież damy radę – powiedział cicho. – To tylko babcia. Zawsze była dla mnie jak druga mama.
Zgodziłam się. Może z poczucia obowiązku, może dlatego, że chciałam być dobrą żoną i synową. Może dlatego, że nie umiałam powiedzieć „nie”.
Babcia Zosia zamieszkała z nami tydzień później. Miała 84 lata, była schorowana i coraz częściej zapominała podstawowe rzeczy. Na początku myślałam: „Poradzimy sobie”. Ale szybko okazało się, że opieka nad nią to praca na pełen etat.
Każdego ranka budziłam się o szóstej. Najpierw szykowałam śniadanie dla Tomka i naszej córeczki Oliwki. Potem pomagałam babci wstać z łóżka, umyć się i ubrać. Często musiałam ją karmić. W międzyczasie biegałam do pracy na pół etatu w osiedlowym sklepie spożywczym. Po powrocie czekały mnie kolejne obowiązki: zakupy, sprzątanie, gotowanie obiadu dla wszystkich.
Tomek pomagał… czasem. Zwykle jednak wracał zmęczony z pracy i siadał przed telewizorem. – Muszę odpocząć – powtarzał. – Przecież ty masz więcej cierpliwości do babci.
Z czasem zaczęłam czuć się jak służąca we własnym domu. Każdego dnia powtarzałam sobie: „To tylko na chwilę”. Ale miesiące mijały, a teściowa nie wracała.
Dzwoniła raz na dwa tygodnie. – Magda, jak tam babcia? – pytała zawsze tym samym tonem.
– Bez zmian – odpowiadałam krótko.
– Dziękuję ci kochana, jesteś aniołem! – mówiła i rozłączała się szybko.
Z Tomkiem zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. – To twoja rodzina! – krzyczałam pewnego wieczoru. – Ja też mam prawo do życia!
– Przesadzasz! – odburknął. – Babcia długo już nie pożyje…
Ale babcia żyła. I potrzebowała coraz więcej pomocy.
Ola dorastała w cieniu tej sytuacji. Często widziałam smutek w jej oczach, kiedy musiałam odmówić wspólnej zabawy, bo babcia właśnie wołała mnie z łazienki.
Pewnego dnia Ola zapytała:
– Mamo, dlaczego babcia mieszka z nami?
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Bo jest chora i potrzebuje naszej pomocy – powiedziałam w końcu.
– A kto nam pomoże? – zapytała cicho.
To pytanie dźwięczy mi w głowie do dziś.
Minęły cztery lata. Teściowa nadal była za granicą. Przysyłała pieniądze na leki dla babci i czasem drobne prezenty dla Oliwki. Ale nigdy nie zaproponowała, żeby mnie odciążyć.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niej sama.
– Krysiu, ja już nie daję rady – powiedziałam drżącym głosem. – Potrzebuję pomocy. Chociaż na kilka tygodni…
– Magda, ja tu też mam ciężko! – usłyszałam w odpowiedzi. – Pracuję po dwanaście godzin dziennie! Ty przynajmniej jesteś u siebie…
Poczułam się jak intruz we własnym życiu.
Zaczęłam chorować. Najpierw bezsenność, potem bóle głowy i żołądka. Lekarz powiedział: „Stres”.
Tomek był coraz bardziej nieobecny. Zamykał się w sobie albo wychodził z kolegami „na piwo”.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez przypadek:
– Stary, jak ty to znosisz? – pytał kolega Tomka.
– A co mam zrobić? Matka wyjechała, Magda ciągle narzeka…
Poczułam się zdradzona przez własnego męża.
W końcu babcia zachorowała poważniej i trafiła do szpitala. Spędziła tam dwa miesiące i zmarła spokojnie we śnie.
Myślałam wtedy: „Teraz wszystko się zmieni”.
Ale nic się nie zmieniło.
Teściowa wróciła na pogrzeb babci. Przy stole po uroczystości powiedziała:
– Magda, dziękuję ci za wszystko. Bez ciebie byśmy sobie nie poradzili.
A potem… zaproponowała nam przeprowadzkę do jej mieszkania w bloku na drugim końcu miasta.
– Tam będzie wam lepiej – powiedziała słodko.
Nie chciałam już niczego od niej przyjmować. Czułam się wykorzystana i oszukana.
Tomek był zachwycony pomysłem matki.
– Przecież to szansa! Większe mieszkanie!
Ale ja już nie miałam siły walczyć o swoje potrzeby.
Zaczęłam myśleć o rozwodzie. O tym, że może lepiej byłoby zacząć wszystko od nowa…
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i spojrzałam na Tomka:
– Czy ty w ogóle widzisz, co się ze mną dzieje? Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, ile poświęciłam dla twojej rodziny?
Spojrzał na mnie zdziwiony:
– Przecież wszyscy tak robią…
Czy naprawdę wszyscy tak robią? Czy każda kobieta musi poświęcić swoje życie dla innych? Czy warto być dobrą synową kosztem własnego szczęścia?
A może czas wreszcie zawalczyć o siebie?