Niedoskonały ojciec – historia o winie, nadziei i przebaczeniu

Ile pamiętam, mama i ja krążyłyśmy w błędnym kole. Wczesnym rankiem wychodziła do pracy – zamiatała ulice naszej dzielnicy w Częstochowie. Do południa wracała z plastikową butelką wódki w ręce. O ósmej wieczorem już spała – zmęczona, pijana, chrapiąc za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju. Dobrze, że mieliśmy osobne pokoje. Przynajmniej mogłam odrabiać lekcje, choć czasem dźwięk tłuczonego szkła albo jej krzyki wyrywały mnie z myśli.

Pamiętam, jak pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam ją leżącą na podłodze w kuchni. „Mamo?” – zapytałam cicho, bojąc się, że nie odpowie. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie z wyrzutem, jakbym to ja była winna jej upadku. „Zrób mi herbaty” – wymamrotała. Zrobiłam. Zawsze robiłam to, o co prosiła, bo wiedziałam, że jeśli odmówię, będzie gorzej.

Ojca nie było. Zniknął, gdy miałam cztery lata. Mama mówiła o nim źle albo wcale. W mojej głowie był tylko cieniem – kimś, kto kiedyś istniał, ale już nie miał prawa do mojego życia. Czasem wyobrażałam sobie, że wraca i wszystko się zmienia: mama przestaje pić, a ja mam normalną rodzinę. Ale to były tylko marzenia.

W szkole byłam cicha i zamknięta w sobie. Nauczyciele pytali, czy wszystko w porządku, ale nigdy nie mówiłam prawdy. Bałam się, że jeśli ktoś się dowie, zabiorą mnie od mamy. A mimo wszystko ją kochałam. To była moja mama – jedyna osoba na świecie, która powinna mnie kochać bezwarunkowo.

Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego popołudnia. Siedziałam przy biurku, próbując rozwiązać zadania z matematyki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Mama spała jak zwykle. Otworzyłam niepewnie i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku z siwymi włosami i zmęczonymi oczami.

– Dzień dobry… Jest twoja mama? – zapytał cicho.

– Śpi – odpowiedziałam odruchowo.

– A ty… ty jesteś Ania? – Jego głos zadrżał.

Skinęłam głową. Patrzył na mnie długo, jakby próbował odnaleźć we mnie kogoś znajomego.

– Jestem twój ojciec – powiedział w końcu.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ale coś mnie powstrzymało.

– Po co pan tu przyszedł? – zapytałam chłodno.

Westchnął ciężko.

– Chciałem cię zobaczyć… Przeprosić…

Wpuściłam go do środka. Usiadł przy kuchennym stole i patrzył na mnie z mieszaniną smutku i nadziei.

– Wiem, że nie byłem dobrym ojcem… Właściwie wcale mnie nie było – zaczął niepewnie. – Ale chciałbym to naprawić. Jeśli mi pozwolisz.

Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się pytania: Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Dlaczego zostawiłeś mnie z nią samą? Czy naprawdę myślisz, że można to tak po prostu naprawić?

Mama obudziła się i weszła do kuchni. Gdy go zobaczyła, jej twarz stężała.

– Czego tu chcesz, Piotr? – syknęła.

– Przyszedłem do Ani – odpowiedział spokojnie.

– Za późno! – krzyknęła. – Nie masz prawa!

Patrzyłam na nich oboje i czułam narastający gniew. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć im wszystko: jak bardzo mnie zawiedli, jak bardzo ich nienawidzę za to życie pełne strachu i samotności.

Piotr spojrzał na mnie błagalnie.

– Aniu… Proszę cię…

Wybiegłam z mieszkania i pobiegłam do parku. Siedziałam na ławce i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez. Nie wiedziałam, co robić. Chciałam mieć ojca, ale bałam się mu zaufać. Bałam się też zostawić mamę samą – wiedziałam, że beze mnie sobie nie poradzi.

Przez kolejne tygodnie Piotr przychodził codziennie pod blok. Czasem zostawiał mi czekoladę albo książkę pod drzwiami. Pisał listy – długie, pełne przeprosin i wspomnień z czasów, gdy byłam mała. Czytałam je po kryjomu nocami i płakałam jeszcze bardziej.

Mama piła coraz więcej. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec niej a pragnieniem poznania ojca. W końcu zdecydowałam się spotkać z Piotrem poza domem. Poszliśmy na spacer po Jasnej Górze. Opowiadał mi o swoim życiu: o tym, jak wyjechał za granicę za pracą, jak próbował ułożyć sobie życie na nowo, ale zawsze czegoś mu brakowało.

– Brakowało mi ciebie – powiedział cicho.

Zaczęliśmy spotykać się regularnie. Powoli zaczynałam mu ufać. Pomagał mi w nauce, zabierał do kina, kupił mi nawet nowy plecak do szkoły. Po raz pierwszy poczułam się ważna dla kogoś dorosłego.

Ale mama była coraz bardziej zazdrosna i agresywna. Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Czekała na mnie w kuchni z pustą butelką w ręce.

– Myślisz, że możesz mnie zostawić? Że on ci da lepsze życie? – krzyczała.

– Mamo… ja tylko chcę mieć ojca…

– On cię zostawi tak samo jak wtedy! – wrzeszczała dalej.

Nie wytrzymałam.

– Może gdybyś ty przestała pić, nie musiałabym szukać miłości gdzie indziej!

Uderzyła mnie w twarz tak mocno, że upadłam na podłogę. Przez chwilę leżałyśmy obie w milczeniu: ona płakała cicho, ja trzymałam się za policzek.

Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i poszłam do Piotra. Przyjął mnie bez słowa wyrzutu. Zamieszkałam u niego na kilka miesięcy. Chodziłam do szkoły, uczyłam się dobrze, zaczęłam nawet chodzić na terapię dla dzieci z rodzin alkoholowych.

Mama dzwoniła czasem pijana i błagała, żebym wróciła. Ale wiedziałam już, że muszę zadbać o siebie.

Dziś mam dwadzieścia lat i studiuję psychologię na Uniwersytecie Śląskim. Z mamą widuję się rzadko – jest teraz na terapii odwykowej. Z Piotrem mamy trudną relację: czasem czuję do niego żal za przeszłość, ale uczę się przebaczać.

Często zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć rodzicom ich błędy? Czy jestem skazana na powielanie ich historii? Może każdy z nas jest trochę niedoskonałym ojcem lub matką… Ale czy to znaczy, że nie zasługujemy na drugą szansę?