Czerwona Sukienka, Czarne Chmury: Moje Życie w Cieniu Tajemnicy
Wszystko zaczęło się w niedzielny poranek, kiedy miałam dziewięć lat. Siedziałam na schodach starej kamienicy w centrum Łodzi, ściskając w dłoniach pluszowego misia. Wtedy zobaczyłam moją matkę – Marię – schodzącą po schodach w czerwonej sukience, której nigdy wcześniej nie widziałam. Jej twarz była blada, oczy podkrążone, a usta zaciśnięte jakby walczyła z czymś, czego nie potrafiłam pojąć. Za nią szedł mój ojciec, Janusz, z walizką w ręku. Nie patrzył na mnie. Tylko matka rzuciła mi krótkie spojrzenie – pełne bólu i jakiejś niemocy.
– Mamo, dokąd idziesz? – zapytałam cicho.
Zatrzymała się na chwilę, pochyliła i pogłaskała mnie po głowie.
– Muszę coś załatwić, kochanie. Zostaniesz z tatą.
Nie wiedziałam wtedy, że to będzie ostatni raz, kiedy zobaczę ją w naszym domu.
Ojciec zamknął drzwi z trzaskiem. Przez kolejne tygodnie nie rozmawialiśmy prawie wcale. W domu panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Babcia Stefania przychodziła codziennie, gotowała rosół i próbowała mnie pocieszać, ale ja czułam tylko pustkę.
Po miesiącu matka wróciła. Bez czerwonej sukienki, bez uśmiechu. Ojciec nie chciał jej wpuścić do mieszkania.
– Nie masz tu czego szukać! – krzyczał przez drzwi.
– Janusz, pozwól mi chociaż zobaczyć córkę!
Stałam wtedy za firanką i patrzyłam na ich cienie odbijające się na chodniku. Matka płakała, ojciec był nieugięty. W końcu odeszła. Znowu.
Przez kolejne lata żyłam w cieniu tej czerwonej sukienki. Ojciec nigdy nie powiedział mi prawdy. Babcia szeptała coś o „złym człowieku”, który pojawił się w życiu mamy. W szkole dzieci szeptały za moimi plecami:
– To ta, której matka uciekła z jakimś facetem!
Wstydziłam się własnego nazwiska. Przestałam zapraszać kogokolwiek do domu.
Gdy miałam szesnaście lat, ojciec zaczął pić. Wracał późno, często śmierdział wódką i papierosami. Czasem krzyczał na mnie bez powodu:
– Wszystko przez twoją matkę! Gdyby nie ona…
Zamykałam się wtedy w swoim pokoju i płakałam w poduszkę. Marzyłam o tym, żeby matka wróciła i zabrała mnie stąd.
Pewnego dnia babcia przyniosła mi list.
– To od twojej mamy – powiedziała cicho.
Drżącymi rękami otworzyłam kopertę. „Kochana Aniu…” – zaczynał list. Pisała, że mieszka teraz w Warszawie z nowym partnerem, że bardzo mnie kocha i tęskni. Prosiła o wybaczenie.
Wybaczenie? Jak można wybaczyć komuś, kto zostawił cię na pastwę losu?
Nie odpisałam.
W liceum poznałam Pawła – chłopaka z sąsiedztwa. Był czuły, opiekuńczy, miał ciepłe oczy i dłonie zawsze gotowe do pomocy. Przez chwilę uwierzyłam, że mogę być szczęśliwa. Ale kiedy zaprosił mnie do siebie na Wigilię, jego matka spojrzała na mnie z góry:
– To ty jesteś tą Anią? Słyszałam o twojej rodzinie…
Poczułam się jak brudna plama na białym obrusie.
Po maturze wyjechałam na studia do Krakowa. Chciałam zacząć od nowa, zostawić za sobą wszystko: ojca, babcię, wspomnienia o matce w czerwonej sukience. Wynajęłam pokój u starszej pani – pani Haliny – która traktowała mnie jak własną wnuczkę. Przez pierwsze miesiące czułam się wolna.
Ale przeszłość wróciła szybciej niż myślałam.
Pewnego dnia dostałam telefon od babci:
– Twój ojciec trafił do szpitala. Zawał serca.
Wróciłam do Łodzi natychmiast. Ojciec leżał blady na szpitalnym łóżku. Spojrzał na mnie i po raz pierwszy od lat powiedział:
– Przepraszam cię, Aniu… Za wszystko.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam go przytulić, ale nie potrafiłam.
Po jego śmierci zostałam sama z babcią. Sprzedałyśmy mieszkanie i przeprowadziłyśmy się do mniejszego lokum na Bałutach. Próbowałyśmy żyć normalnie, ale każda rozmowa kończyła się wspomnieniem matki.
Któregoś dnia babcia zachorowała na zapalenie płuc. Spędzałam przy niej całe noce, podając herbatę i czytając jej stare listy od dziadka z wojny. W jednej z szuflad znalazłam zdjęcie matki w czerwonej sukience – tej samej, którą pamiętałam z dzieciństwa. Na odwrocie było napisane: „Na zawsze twoja Maria”.
Zrozumiałam wtedy, że muszę ją odnaleźć.
Pojechałam do Warszawy bez zapowiedzi. Znalazłam adres z listu sprzed lat. Drzwi otworzył mi mężczyzna po pięćdziesiątce – wysoki, siwy, z głosem jak dzwon.
– Dzień dobry… Szukam Marii Nowak.
– Jestem jej mężem. A ty to pewnie Ania?
Zaniemówiłam.
Matka pojawiła się po chwili. Zmarszczki wokół oczu pogłębiły się przez lata, ale rozpoznałabym ją wszędzie.
– Aniu…
Nie potrafiłam wydusić słowa. Ona płakała i tuliła mnie do siebie jak małą dziewczynkę.
Rozmawiałyśmy całą noc. Opowiedziała mi swoją wersję wydarzeń: o przemocy ze strony ojca, o tym jak bała się o moje życie i swoje własne. O tym jak próbowała mnie zabrać ze sobą, ale sąd jej nie pozwolił.
– Chciałam cię chronić – szeptała przez łzy.
Nie wiedziałam już, komu wierzyć. Ojcu? Matce? Sobie?
Wróciłam do Krakowa z głową pełną pytań i sercem rozdrapanym na nowo.
Przez kolejne lata próbowałam ułożyć sobie życie: skończyłam studia, znalazłam pracę jako nauczycielka polskiego w liceum na Podgórzu. Spotykałam się z Pawłem jeszcze przez jakiś czas, ale nasze drogi rozeszły się naturalnie – on chciał rodziny tu i teraz, ja nie byłam gotowa zaufać komukolwiek bezgranicznie.
Babcia zmarła w zeszłym roku. Zostałam sama jak palec.
Czasem patrzę na stare zdjęcie matki w czerwonej sukience i zastanawiam się: czy gdybym wtedy pobiegła za nią na schody, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można wybaczyć przeszłość? Czy da się pokochać kogoś na nowo po tylu latach bólu?
Dziś mam trzydzieści dwa lata i nadal boję się czerwieni – przypomina mi o wszystkim, co utraciłam i czego nigdy nie miałam odwagi odzyskać.
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć? Czy można naprawdę zacząć od nowa?