Poniedziałkowe przebudzenie: Historia Kasi, która musiała odnaleźć siebie na nowo
Obudziłam się dziś wcześniej niż zwykle. Nie dlatego, że zadzwonił budzik, nie dlatego, że dzieci hałasowały za ścianą. Po prostu otworzyłam oczy i poczułam, jakby coś we mnie zgasło. Ten mały silniczek, który przez ostatnie trzy lata wyrywał mnie z łóżka o wyznaczonej godzinie, przestał działać. Spojrzałam na zegarek – 6:42. Za oknem sypał mokry śnieg, szary i kleisty, jakby nawet pogoda nie miała dziś ochoty się postarać.
Leżałam chwilę bez ruchu, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Mąż jeszcze spał, dzieci też. Z kuchni dochodził cichy szum lodówki. Przez głowę przelatywały mi myśli – o pracy, o rodzinie, o tym, jak bardzo nie mam już siły udawać, że wszystko jest w porządku. Przez ostatnie lata żyłam jak automat: pobudka, śniadanie dla wszystkich, praca, zakupy, lekcje z dziećmi, kolacja, sprzątanie, sen. I tak w kółko. Gdzieś po drodze zgubiłam siebie.
Wstałam powoli i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro – zobaczyłam zmęczoną kobietę o podkrążonych oczach i włosach związanych byle jak gumką. „Kasia, co się z tobą stało?” – zapytałam siebie w myślach. Kiedy ostatni raz zrobiłaś coś tylko dla siebie? Kiedy ostatni raz poczułaś radość?
Z kuchni dobiegł mnie głos męża:
– Kasiu, gdzie są moje klucze?
Westchnęłam ciężko i wyszłam z łazienki.
– Leżą na półce przy drzwiach – odpowiedziałam automatycznie.
– Znowu je tam położyłaś? Ile razy mówiłem, żeby ich nie ruszać?
Zacisnęłam zęby. Nie miałam siły na kolejną poranną kłótnię.
Dzieci wstały chwilę później. Ola marudziła, że nie chce iść do szkoły, bo pani jest niesprawiedliwa. Kuba rzucił plecak na podłogę i zaczął szukać telefonu.
– Mamo, gdzie jest mój telefon?
– Leży na stole – odpowiedziałam cicho.
Przy śniadaniu panowała napięta cisza. Mąż przeglądał wiadomości na telefonie, dzieci jadły bez słowa. Ja patrzyłam na nich i czułam narastającą gulę w gardle. Czy to naprawdę moja rodzina? Czy to ja jestem winna temu, że wszyscy są tacy rozdrażnieni?
Po odprowadzeniu dzieci do szkoły wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Cicho, bezgłośnie. Łzy spływały mi po policzkach, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać. Przypomniałam sobie czasy studiów – wtedy byłam pełna marzeń i planów. Chciałam podróżować, pisać książki, uczyć się języków. A teraz? Teraz jestem tylko żoną i matką.
Telefon zadzwonił nagle – to była moja mama.
– Kasiu, wszystko w porządku? – zapytała od razu.
– Tak, mamo – skłamałam.
– Słyszę po głosie, że coś jest nie tak. Może przyjedziesz na weekend?
– Nie wiem…
– Kasia, musisz czasem pomyśleć o sobie. Pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz zapisać się na kurs fotografii?
Poczułam ukłucie żalu.
– To było dawno temu…
– Ale nadal możesz to zrobić.
Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Może mama miała rację? Może powinnam spróbować zrobić coś tylko dla siebie? Ale jak to zrobić, kiedy wszyscy czegoś ode mnie oczekują?
Po południu wróciły dzieci. Ola rzuciła tornister w kąt i zamknęła się w pokoju. Kuba od razu usiadł przed komputerem.
– Jak było w szkole? – zapytałam nieśmiało.
– Dobrze – burknął Kuba.
Ola nawet nie odpowiedziała.
Wieczorem mąż wrócił późno z pracy. Był zmęczony i rozdrażniony.
– Co na kolację? – zapytał bez entuzjazmu.
– Zrobiłam zupę pomidorową.
– Znowu? Nie mogłabyś czasem ugotować czegoś innego?
Poczułam, jak narasta we mnie złość.
– Może sam coś ugotujesz? – wyrwało mi się nagle.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Co ci jest?
– Nic mi nie jest! Po prostu mam już dość tego wszystkiego!
Wybuchłam płaczem i wybiegłam do sypialni.
Leżałam na łóżku i dusiłam się łzami. Po chwili przyszedł mąż.
– Kasia… przepraszam. Nie chciałem być niemiły. Po prostu mam dużo stresu w pracy.
Milczałam.
– Może powinnaś gdzieś wyjechać na kilka dni? Odpocząć…
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Myślisz, że to takie proste?
Wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem tylko tłem dla życia innych? Czy mam prawo chcieć czegoś więcej?
Następnego dnia rano obudziłam się z postanowieniem: zapiszę się na kurs fotografii. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej o swojej decyzji.
– Jestem z ciebie dumna – powiedziała cicho.
Wieczorem usiadłam z rodziną przy stole.
– Chciałabym wam coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie. – Zapisałam się na kurs fotografii. Będę chodzić raz w tygodniu wieczorem.
Mąż spojrzał na mnie zaskoczony.
– A kto wtedy zajmie się dziećmi?
– Ty – odpowiedziałam spokojnie.
Ola uśmiechnęła się lekko.
– Super, mamo!
Kuba wzruszył ramionami.
Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę. Może to niewielki krok, ale mój własny. Czy naprawdę tak trudno jest zawalczyć o siebie? Czy każda kobieta musi najpierw upaść na samo dno zmęczenia i samotności, żeby przypomnieć sobie, kim jest? Może warto czasem zatrzymać się w poniedziałkowy poranek i zapytać: czego ja właściwie chcę od życia?