Cień niespełnionych nadziei: Opowieść o wyborach, których się boimy

— Jesteś dziś jakaś nieswoja — przyjrzała mi się bacznie Kinga, mieszając swoją kawę w tej przytulnej kawiarni na ulicy Brackiej. Wokół nas gwar rozmów, zapach świeżych rogalików i cynamonu, a ja czułam się jakby świat zwolnił tylko po to, bym mogła usłyszeć własne myśli. — Gadaj, co się stało?

Zawahałam się. Przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu. — Aleksander oświadczył mi się — powiedziałam cicho, a w moim uśmiechu czaiła się gorycz. Kinga uniosła brwi, jej oczy rozbłysły ekscytacją.

— No i? Przecież tego chciałaś! — szepnęła z niedowierzaniem.

Westchnęłam ciężko. — Sama już nie wiem, czego chcę. Wszystko wydawało się takie proste, kiedy o tym marzyłam. Ale teraz…

Przerwała mi, nachylając się bliżej. — Co się stało? Aleksander coś zrobił?

Pokręciłam głową. — Nie, on jest… idealny. Przynajmniej tak wszyscy mówią. Przystojny, ambitny, z dobrą pracą w kancelarii ojca. Mama go uwielbia. Tata też. Nawet babcia już zaczęła planować wesele.

Kinga uśmiechnęła się smutno. — Ale ty nie jesteś szczęśliwa.

Zacisnęłam usta. W głowie miałam chaos. Odkąd Aleksander ukląkł przede mną na Plantach i podał mi pierścionek z białym złotem, czułam tylko pustkę i strach. To nie była radość, której oczekiwałam przez całe życie.

— Wiesz, czego najbardziej się boję? — zapytałam cicho. — Że jeśli powiem „tak”, to już nigdy nie będę sobą. Że zostanę żoną Aleksandra, córką państwa Nowaków, a moje własne marzenia… po prostu znikną.

Kinga ścisnęła moją dłoń. — A czego ty chcesz?

Zamilkłam. Od dziecka marzyłam o podróżach, o pisaniu książek, o życiu pełnym przygód i niespodzianek. Ale w naszej rodzinie nie było miejsca na takie fanaberie. Mama powtarzała: „Najważniejsze to mieć stabilność i porządnego męża”. Tata tylko kiwał głową z aprobatą.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. W salonie czekała na mnie mama z filiżanką herbaty.

— I jak tam spotkanie z Kingą? — zapytała z udawaną obojętnością.

— Dobrze — odpowiedziałam krótko.

Mama spojrzała na mnie uważnie. — Aleksander dzwonił. Martwi się o ciebie.

Poczułam ukłucie winy. — Muszę pomyśleć.

— O czym tu myśleć? — westchnęła mama. — Taka szansa nie zdarza się dwa razy. On cię kocha, a ty…

— A ja nie wiem, czy go kocham! — wybuchłam nagle, sama zaskoczona własną szczerością.

Mama zamarła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

— Nie wygłupiaj się, Marto — powiedziała w końcu chłodno. — Miłość przyjdzie z czasem. Najważniejsze to mieć kogoś, kto cię szanuje i zapewni ci przyszłość.

Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się jak aktorka w cudzym przedstawieniu, odgrywająca rolę napisaną przez innych.

Następnego dnia spotkałam się z Aleksandrem na Rynku Głównym. Był elegancki jak zawsze, z tym swoim pewnym siebie uśmiechem.

— Marto, co się dzieje? — zapytał delikatnie.

Zawahałam się, szukając słów.

— Aleksander… ja… nie jestem pewna.

Zmarszczył brwi. — Czego?

— Nas… tego wszystkiego. Czuję się jakbym żyła czyimś życiem.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

— Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi — powiedział w końcu cicho.

— Ja też tak myślałam — wyszeptałam.

Przez kolejne dni unikałam wszystkich rozmów o ślubie. Mama chodziła naburmuszona, tata udawał, że nic nie wie, a babcia przynosiła katalogi sukien ślubnych i wzdychała ciężko za każdym razem, gdy je odkładałam nieprzeczytane.

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanki z działu marketingu szeptały za moimi plecami:

— Słyszałaś? Marta jeszcze nie odpowiedziała Aleksandrowi!

Czułam się jak bohaterka taniego serialu.

Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie brat, Michał.

— Co jest grane? Mama płacze przez ciebie codziennie.

— Michał… ja nie wiem, czy chcę tego wszystkiego — powiedziałam drżącym głosem.

— Zawsze byłaś tą odważną — przypomniał mi łagodnie. — Może czasem warto posłuchać siebie?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim, co mogłabym stracić… i o tym, co mogłabym zyskać.

Rano podjęłam decyzję.

Spotkałam się z Aleksandrem w tej samej kawiarni na Brackiej.

— Przepraszam cię — zaczęłam niepewnie. — Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale ja muszę spróbować żyć po swojemu. Może kiedyś będę żałować tej decyzji… ale bardziej boję się żałować życia, którego nigdy nie spróbowałam.

Aleksander milczał przez chwilę, potem skinął głową ze smutnym uśmiechem.

— Chciałem ci dać szczęście…

— Może kiedyś je znajdziemy — odpowiedziałam cicho.

Wyszłam na ulicę i po raz pierwszy od dawna poczułam lekkość w sercu. Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa z rodziną i wiele samotnych wieczorów pełnych wątpliwości. Ale po raz pierwszy poczułam też nadzieję.

Czy można być szczęśliwym wbrew wszystkim? Czy odwaga do bycia sobą jest ważniejsza niż spełnianie cudzych oczekiwań? Czasem cień niespełnionych nadziei jest lepszy niż życie w cieniu cudzych marzeń.