Kiedy syn odchodzi – historia matki, która została sama

– Paweł, odbierz, proszę… – szepczę do telefonu, słysząc po raz kolejny ten sam, bezduszny sygnał. Siedzę przy kuchennym stole, patrząc na zdjęcie syna z Magdą z ich ślubu. Uśmiechnięci, młodzi, pełni nadziei. To było dwa lata temu. Dwa lata, odkąd mój świat zaczął się kurczyć do czterech ścian tego mieszkania w Łodzi.

Nie jestem z tych matek, które trzymają dzieci przy sobie na siłę. Zawsze powtarzałam: „Macie swoje życie, korzystajcie z niego. Ja sobie poradzę”. I naprawdę tak myślałam. Paweł był moją dumą – dobry chłopak, nigdy nie sprawiał problemów. Pomagał w domu, uczył się świetnie, skończył politechnikę z wyróżnieniem. Gdy poznał Magdę – ucieszyłam się. Wydawała się rozsądna, ciepła, trochę nieśmiała, ale widziałam, jak bardzo mu zależy.

Pamiętam dzień ich ślubu. Było skromnie, ale pięknie. Paweł podszedł do mnie po ceremonii i powiedział: „Mamo, dziękuję za wszystko”. Przytuliłam go mocno, czując dumę i smutek jednocześnie. Wiedziałam, że to początek nowego rozdziału – dla niego i dla mnie.

Nie minęło pół roku od ślubu, gdy Paweł zadzwonił z wiadomością: „Mamo, dostaliśmy propozycję pracy w Niemczech. To szansa na lepsze życie. Wyjeżdżamy za miesiąc”. Uśmiechnęłam się przez łzy: „Synku, jestem z ciebie dumna. Jedźcie i korzystajcie z życia”.

Przez pierwsze miesiące dzwonił regularnie. Opowiadał o pracy, o tym jak Magda uczy się języka, o nowych znajomych. Czułam się potrzebna – radził się mnie w sprawach codziennych, pytał o przepisy na pierogi i barszcz. Wysyłał zdjęcia z wycieczek po Bawarii. Czułam się częścią ich życia.

A potem… coś się zmieniło. Najpierw rozmowy stawały się coraz krótsze. „Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, mam spotkanie”, „Zadzwonię jutro”, „Magda źle się czuje”. Z czasem przestał oddzwaniać. Pisałam SMS-y – bez odpowiedzi. Próbowałam dzwonić – raz odebrała Magda:

– Dzień dobry, pani Zofio… Paweł jest zajęty, oddzwoni później.
– Czy wszystko w porządku? – zapytałam z niepokojem.
– Tak, tylko dużo pracy…

Nie oddzwonił.

Zaczęłam się martwić. Może coś się stało? Może mają problemy? Może Magda nie chce, żebym miała kontakt z synem? Myśli kłębiły mi się w głowie jak chmury przed burzą.

Sąsiedzi pytali: „Co u Pawła? Kiedy przyjedzie?”. Uśmiechałam się sztucznie: „Dobrze im tam, dużo pracy mają”. A w środku czułam pustkę i narastający żal.

Pewnego wieczoru zadzwoniła moja siostra:
– Zosiu, musisz dać mu spokój. Młodzi mają swoje życie.
– Ale ja tylko chcę wiedzieć, czy wszystko u nich dobrze! – wybuchłam.
– Może przesadzasz? Może za bardzo ingerujesz?

Czy naprawdę jestem z tych matek, które nie potrafią odpuścić? Przecież zawsze mówiłam: „Macie swoje życie”. Ale czy to znaczy, że mam przestać być matką?

W święta wysłałam im paczkę – pierniki, opłatek, kartkę z życzeniami. Nie dostałam nawet SMS-a z podziękowaniem. W Wigilię siedziałam sama przy stole, patrząc na puste miejsce dla wędrowca i myśląc o Pawle. Czy on też o mnie pamięta?

Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i napisałam długi list:
„Synku,
Nie chcę ci przeszkadzać ani być ciężarem. Chciałam tylko powiedzieć, że tęsknię i martwię się o was. Jeśli potrzebujecie pomocy – zawsze jestem. Jeśli nie chcecie kontaktu – powiedz mi to wprost. Kocham cię i zawsze będę twoją mamą.”

Nie dostałam odpowiedzi.

Czasem myślę: może to ja zrobiłam coś nie tak? Może Magda mnie nie lubi? Może Paweł ma do mnie żal o coś sprzed lat? Przypominam sobie nasze kłótnie o drobiazgi – czy to możliwe, że to zostawiło ślad?

Ostatnio spotkałam panią Halinę z sąsiedztwa. Jej córka też mieszka za granicą.
– Wie pani co? – powiedziała cicho – Oni tam mają inne życie. My tu zostajemy ze wspomnieniami i zdjęciami…

Wracam wieczorami do pustego mieszkania i zastanawiam się: czy to już koniec mojej roli jako matki? Czy naprawdę muszę nauczyć się żyć bez nadziei na telefon od syna?

Czasem łapię się na tym, że rozmawiam z jego zdjęciem:
– Pawle… czy ty jeszcze pamiętasz o swojej mamie?

Może przesadzam? Może powinnam odpuścić i pozwolić mu żyć własnym życiem? Ale jak pogodzić miłość matki z samotnością?

Czy każda matka musi kiedyś nauczyć się żyć bez swoich dzieci? Czy to cena za ich szczęście?

Czekam na wasze historie…