Jestem Ania, nie Tosia – historia o szukaniu siebie w cieniu rodzinnych tajemnic

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. Mama wbiegła do salonu z twarzą czerwoną od gniewu i łez. – Nie pozwolę jej tu więcej wejść! – krzyknęła, rzucając kluczami na stół. Tata stał w przedpokoju, milczący, zaciśnięte pięści zdradzały, że ledwo panuje nad sobą. Ja… ja tylko patrzyłam, jakby to był zły sen. Miałam wtedy siedemnaście lat i pierwszy raz w życiu zobaczyłam moją rodzinę rozdartą na strzępy.

– Mamo, co się stało? – zapytałam cicho, bo cisza po jej krzyku była jeszcze gorsza.

– To nie twoja sprawa, Aniu – odpowiedziała ostro, ale jej głos się załamał. – Idź do siebie.

Nie poszłam. Zamiast tego usiadłam na schodach i słuchałam przez uchylone drzwi. Słyszałam tylko urywki:

– …nie ma prawa…
– …przecież to nasza córka…
– …nie oddam jej…

Nazajutrz w szkole nie mogłam się skupić. W głowie dudniły mi słowa mamy. Po lekcjach wróciłam do domu szybciej niż zwykle. W kuchni siedziała obca kobieta – chuda, z podkrążonymi oczami, ubrana w znoszoną kurtkę. Mama stała nad nią jak cień.

– Aniu, to pani Teresa – powiedziała sztywno. – Musimy porozmawiać.

Kobieta spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oku. – Witaj, Tosiu – wyszeptała.

Zamarłam. – Mam na imię Ania – odpowiedziałam odruchowo.

Mama zacisnęła usta. – Proszę wyjść – powiedziała do Teresy. – Natychmiast.

Kobieta wstała powoli i zanim wyszła, dotknęła mojej dłoni. Jej palce były zimne jak lód.

– Jeszcze się zobaczymy, Tosiu – rzuciła przez ramię.

Po jej wyjściu mama usiadła ciężko przy stole i ukryła twarz w dłoniach. – Przepraszam cię, Aniu… Nie chciałam, żebyś musiała tego słuchać…

– Kim ona jest? Dlaczego mówi do mnie Tosia?

Mama długo milczała. W końcu spojrzała mi prosto w oczy.

– To twoja biologiczna matka.

Świat zawirował. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. – Co? Przecież ty jesteś moją mamą!

– Jestem… Ale nie urodziłam cię. Adoptowaliśmy cię z tatą, gdy miałaś dwa lata. Teresa… była wtedy w bardzo złym stanie. Sąd odebrał jej prawa rodzicielskie.

Nie mogłam oddychać. Wszystko zaczęło się układać w całość: moje blade włosy inne niż u rodziców, dziwne spojrzenia ciotek na rodzinnych spotkaniach, szeptane rozmowy za zamkniętymi drzwiami.

Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po osiedlu. W końcu usiadłam na ławce pod blokiem i rozpłakałam się jak dziecko.

Następnego dnia Teresa czekała na mnie pod szkołą. – Tosiu… Aniu…

– Proszę mnie zostawić! – krzyknęłam, ale ona nie odpuszczała.

– Chcę ci tylko powiedzieć prawdę… Chcę cię poznać…

– Nie chcę pani znać!

Ale ona szła za mną krok w krok.

– Zabrali mi cię… Byłam młoda, głupia… Piłam wtedy dużo… Ale kochałam cię! Przysięgam!

Zatrzymałam się gwałtownie.

– Gdzie była ta miłość, kiedy zostawiała mnie pani samą w zimnym mieszkaniu? Kiedy sąsiedzi dzwonili po policję? Kiedy musiałam spać na podłodze?

Teresa rozpłakała się i osunęła na krawężnik.

– Przepraszam… Przepraszam…

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mama czekała na mnie w kuchni z kubkiem herbaty.

– Wiedziałam, że kiedyś to się stanie – powiedziała cicho. – Bałam się tego dnia całe życie.

– Dlaczego mi nie powiedzieliście?

– Chcieliśmy ci oszczędzić bólu…

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Teresa pojawiała się pod domem, dzwoniła po nocach, pisała listy. Tata był coraz bardziej nerwowy, mama zamknęła się w sobie. Ja… ja nie wiedziałam już kim jestem.

Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców:

– Musimy jej pozwolić spotkać się z Teresą! Inaczej nigdy nie zazna spokoju!
– A jeśli ją skrzywdzi? Jeśli znów zacznie pić?
– Ania ma prawo znać prawdę!

W końcu sama zadzwoniłam do Teresy. Umówiłyśmy się na spotkanie w parku.

Siedziałyśmy naprzeciwko siebie na ławce. Teresa trzęsła się z nerwów.

– Chciałam ci tylko powiedzieć… Próbowałam się zmienić. Byłam na terapii. Mam pracę w sklepie spożywczym na Pradze…

Patrzyłam na nią długo.

– Dlaczego wtedy mnie pani zostawiła?

Zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie: ojciec alkoholik, matka obojętna, przemoc w domu. O tym, jak uciekła do Warszawy i poznała mojego ojca – Marka, który zniknął zanim się urodziłam. O tym, jak próbowała być matką, ale nie umiała kochać siebie ani nikogo innego.

– Czy żałuje pani?

– Każdego dnia… Ale cieszę się, że masz dobrą rodzinę. Że jesteś szczęśliwa…

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wróciłam do domu i długo płakałam w poduszkę.

Przez kolejne miesiące próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Rodzice zapisali mnie do psychologa. Rozmawialiśmy godzinami o tym, czym jest rodzina i czy można mieć dwie matki.

W końcu odważyłam się zaprosić Teresę do domu na Wigilię. Mama była blada jak ściana, tata milczał ponuro przez całą kolację. Ale Teresa zachowywała się spokojnie, nawet pomogła mi nakrywać do stołu.

Po kolacji mama podeszła do niej i powiedziała:

– Dziękuję za to, że pozwoliłaś nam być rodzicami Ani.

Teresa rozpłakała się i wyszła bez słowa.

Dziś mam dwadzieścia pięć lat i własną rodzinę. Z Teresą widuję się rzadko – czasem na kawie, czasem wysyłamy sobie kartki na święta. Moja mama jest dla mnie najważniejsza na świecie i to ona była przy mnie zawsze, gdy najbardziej tego potrzebowałam.

Ale czasem patrzę w lustro i widzę w sobie Teresę: jej oczy, jej uśmiech… I zastanawiam się: czy można naprawdę uciec od własnej przeszłości? Czy da się być kimś innym niż Tosia? A może trzeba nauczyć się być sobą – nawet jeśli to boli?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś takiemu jak Teresa? Czy rodzina to tylko więzy krwi?