Córka powiedziała, że nie chce, żebym zajmowała się wnukiem: Bo mam przestarzałe poglądy

– Mamo, nie chcę, żebyś zajmowała się Stasiem – powiedziała Ania, patrząc na mnie z powagą, której nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Siedziałyśmy w jej kuchni, a ja właśnie wyciągałam z piekarnika szarlotkę, którą zawsze piekłam na jej urodziny. Staś bawił się w salonie, a ja czułam, jak moje serce zaczyna walić coraz szybciej.

– Dlaczego? – zapytałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu. Przecież zawsze byłam dla niej wsparciem. Kiedy była mała, nie miałam nikogo do pomocy. Moja mama przychodziła codziennie, gotowała rosół, zabierała Anię na spacery. Myślałam, że teraz ja będę mogła oddać to samo mojej córce.

Ania spuściła wzrok. – Bo… bo masz przestarzałe poglądy. Nie chcę, żeby Staś słyszał, że chłopcy nie płaczą albo że dziewczynki powinny być grzeczne. Mamo, świat się zmienił.

Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przestarzałe poglądy? Czy naprawdę to wszystko, co robiłam przez lata – wychowywanie dzieci, dbanie o dom – było teraz nieważne? Czy byłam aż tak oderwana od rzeczywistości?

– Aniu, przecież ja tylko chcę pomóc – wyszeptałam. – Nie musisz robić wszystkiego sama. Wiem, jak to jest być zmęczoną młodą mamą.

– Wiem, mamo. Ale ja chcę wychować Stasia inaczej. Bez tych wszystkich starych zasad i nakazów. Chcę, żeby był sobą.

Siedziałam w milczeniu, patrząc na swoje ręce. Zawsze myślałam, że kiedy moje dzieci dorosną i założą własne rodziny, znów znajdę miejsce, w którym będę naprawdę potrzebna. Nie chodziło mi o wielkie rzeczy – nie musiałam wychowywać od nowa, tylko być. Pomóc, ugotować, czasem przytrzymać dziecko, gdy mama potrzebuje chwili dla siebie. Tak jak kiedyś moja mama pomagała mi.

Kiedy urodził się Staś, byłam najszczęśliwszą babcią na świecie. Przynosiłam mu ubranka, czytałam bajki, tuliłam do snu. Ale coraz częściej słyszałam od Ani: „Mamo, nie mów tak przy Stasiu”, „Nie ucz go tego”, „To już nie te czasy”. Czułam się coraz bardziej nie na miejscu.

Pewnego dnia Staś przewrócił się i zaczął płakać. Podbiegłam do niego i powiedziałam: „Nie płacz, chłopcy są dzielni”. Ania natychmiast zareagowała: „Mamo! Pozwól mu płakać! To normalne!”. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, dlaczego to dla niej takie ważne.

Zaczęłyśmy się coraz częściej kłócić o drobiazgi. O to, co Staś powinien jeść, jak długo oglądać bajki, czy może spać z rodzicami w jednym łóżku. Ja powtarzałam: „Za moich czasów…”, a ona przewracała oczami i mówiła: „Mamo, to już nie te czasy”.

W końcu przestała prosić mnie o pomoc. Przestała dzwonić z pytaniem, czy mogę przyjść na godzinę albo dwie. Zamiast tego zatrudniła opiekunkę – młodą studentkę psychologii. Kiedy ją poznałam, poczułam się jeszcze gorzej. Była uśmiechnięta, pełna energii i mówiła do Stasia jak do dorosłego człowieka. Ania patrzyła na nią z podziwem.

Zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem aż tak przestarzała? Czy moje wartości są już nic nie warte? Przecież chciałam tylko dobrze.

Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie mój syn Tomek.

– Mamo, co się dzieje? Ania mówiła mi coś o kłótni… – zapytał ostrożnie.

– Nic takiego… Po prostu chyba już nie jestem potrzebna – odpowiedziałam smutno.

– Nie mów tak. Może po prostu musicie się dogadać? Czasy się zmieniają… Ale ty też masz prawo być sobą.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim. O mojej mamie – jak bardzo była dla mnie wsparciem i jak bardzo jej wtedy potrzebowałam. O Ani – jak bardzo chciałam być dla niej tym samym.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z córką jeszcze raz.

– Aniu – zaczęłam niepewnie – wiem, że chcesz dla Stasia jak najlepiej. Ale ja też chcę być częścią waszego życia. Może spróbujemy znaleźć jakiś kompromis?

Ania spojrzała na mnie z łzami w oczach.

– Mamo… Ja cię kocham. Ale boję się, że Staś przejmie te wszystkie stare schematy… Ja sama długo musiałam się ich pozbywać.

– Rozumiem cię – powiedziałam cicho. – Ale czy naprawdę nie mogę być po prostu babcią? Nie muszę go wychowywać po swojemu. Chcę tylko być blisko.

Przez chwilę milczałyśmy obie. W końcu Ania westchnęła:

– Dobrze… Spróbujmy jeszcze raz. Ale proszę cię – słuchaj mnie i szanuj moje decyzje.

Pokiwałam głową ze łzami w oczach.

Od tamtej pory staram się bardziej słuchać niż mówić. Czasem gryzę się w język, gdy mam ochotę powiedzieć coś „po staremu”. Ale widzę też, jak bardzo świat się zmienił i jak trudno jest znaleźć swoje miejsce w tej nowej rzeczywistości.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę wszystko to, czego nauczyły nas nasze matki i babcie, jest już bezwartościowe? Czy można być dobrą babcią w świecie pełnym nowych zasad i oczekiwań? A może najważniejsze jest po prostu być – nawet jeśli czasem trzeba nauczyć się milczeć?