Cień brata: Historia o poświęceniu, żalu i rodzinnych zobowiązaniach
– Znowu ty? – głos mamy przebił się przez ciszę mieszkania, kiedy weszłam do jej pokoju z kubkiem herbaty. – Gdzie jest Paweł? Przecież miał przyjechać dzisiaj.
Zacisnęłam zęby. Oczywiście, że miał przyjechać. Jak zwykle nie przyjechał. Ostatnio coraz częściej słyszę od niego: „Nie dam rady, mamusiu, praca, dzieci, wiesz jak jest…”. A mama czeka. Zawsze czeka na Pawła. Nawet teraz, kiedy ledwo chodzi i potrzebuje pomocy przy najprostszych rzeczach, to jego obecność jest dla niej najważniejsza. Ja jestem tylko tą, która ogarnia codzienność.
Zawsze byłam tą, która sobie radzi. Nie robiłam problemów, nie płakałam z byle powodu, dobrze się uczyłam, nie wdawałam się w konflikty. Mama była ze mnie dumna – ale cicho, bez przesady. Za to mój brat, młodszy ode mnie o trzy lata, od zawsze miał specjalne traktowanie. Był delikatny, mama mówiła, że „taki wrażliwy”. Jak czegoś nie chciał robić – nie musiał. Jak miał gorszy dzień – wszyscy musieli chodzić na palcach. Ja? Ja miałam być silna.
Pamiętam, jak kiedyś wróciłam do domu z rozciętą nogą po upadku z roweru. Mama tylko rzuciła: „No widzisz, trzeba było uważać”. Ale kiedy Paweł skaleczył się w palec, świat stawał na głowie – bandaże, lody, czułe słowa. Wtedy nie rozumiałam dlaczego. Teraz już wiem: on był jej oczkiem w głowie. Ja – jej wsparciem.
Kiedy tata odszedł do innej kobiety, miałam piętnaście lat. Mama płakała nocami, a ja robiłam kolacje i odrabiałam lekcje z Pawłem. To ja dzwoniłam do szkoły, tłumaczyłam się za spóźnienia brata i pilnowałam rachunków. Mama była wdzięczna – ale nigdy tego nie powiedziała. Za to Pawła tuliła do snu i powtarzała mu: „Jesteś moim skarbem”.
Teraz mama jest stara i schorowana. Potrzebuje pomocy przy wszystkim – od zakupów po zmianę opatrunków na nogach. Paweł mieszka dwadzieścia kilometrów dalej, ma żonę i dwójkę dzieci. Dzwoni raz w tygodniu, czasem wpada na godzinę w niedzielę. Zawsze z prezentem – kwiaty albo ciasto z cukierni. Mama wtedy promienieje. A ja? Ja jestem tą, która sprząta po jego wyjściu i słucha narzekań mamy na swoje gotowanie.
– Może zadzwonisz do Pawła? – pyta mama z nadzieją w głosie.
– Dzwoniłam rano. Powiedział, że ma ważne spotkanie w pracy.
– On taki zapracowany… – wzdycha mama i patrzy przez okno.
Czasem mam ochotę krzyczeć. Powiedzieć jej wszystko: jak bardzo boli mnie to faworyzowanie brata, jak bardzo jestem zmęczona tym ciągłym byciem „tą silną”. Ale nie mówię nic. Przecież ona jest chora. Przecież nie mogę jej dobić.
Wieczorem dzwoni Paweł.
– Cześć siostra! Jak tam mama?
– Bez zmian. Pytała o ciebie.
– Wpadnę w przyszłym tygodniu, obiecuję! – słyszę w jego głosie ulgę.
– Jasne – odpowiadam chłodno.
– Słuchaj… możesz jej kupić te witaminy? Wysłałem ci linka na maila.
– Jasne – powtarzam automatycznie.
Odkładam telefon i czuję łzy pod powiekami. Dlaczego wszystko zawsze spada na mnie? Dlaczego on może być wiecznie zajęty, a ja muszę być dostępna na każde skinienie?
W nocy śni mi się dzieciństwo. Siedzimy z Pawłem przy stole, mama stawia przed nim ulubioną zupę pomidorową, a przede mną talerz zupy jarzynowej – bo „musisz jeść warzywa”. Paweł krzywi się i odsuwa talerz.
– Nie chcę!
Mama głaszcze go po głowie.
– To nic synku, zaraz zrobię ci kanapkę.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
– A ja?
– Ty jesteś duża, dasz sobie radę.
Budzi mnie dźwięk telefonu. To mama woła mnie do łazienki. Pomagam jej usiąść na krześle, podaję ręcznik.
– Jesteś taka dobra córka – mówi cicho.
Przez chwilę czuję ciepło w sercu. Ale zaraz dodaje:
– Ale Paweł… on taki zapracowany… szkoda mi go czasem.
Czuję jak coś we mnie pęka.
– Mamo… a mnie ci nie szkoda?
Patrzy na mnie zdziwiona.
– Ty zawsze sobie radziłaś.
Wychodzę z łazienki i zamykam się w swoim pokoju. Zaczynam płakać – pierwszy raz od lat. Czuję żal do mamy, do Pawła, do całego świata. Czy naprawdę muszę być zawsze tą silną? Czy ktoś kiedyś zapyta mnie, czego ja chcę?
Następnego dnia przychodzi sąsiadka pani Zofia.
– Dziecko, ty już ledwo chodzisz ze zmęczenia! Może poproś brata o pomoc?
Uśmiecham się gorzko.
– On ma swoje życie.
– A ty nie masz?
Nie wiem co odpowiedzieć.
Wieczorem siadam przy stole i piszę list do Pawła:
„Paweł,
Mama potrzebuje więcej opieki niż mogę jej dać sama. Musimy się podzielić obowiązkami albo znaleźć opiekunkę. Nie dam rady dłużej wszystkiego robić sama.”
Nie wysyłam listu. Boję się jego reakcji. Boję się też tego, co powie mama – przecież ona nie chce nikogo obcego w domu.
Mijają dni. Mama coraz słabsza, ja coraz bardziej zmęczona i rozgoryczona. Paweł dzwoni coraz rzadziej. Czasem mam ochotę wyjść i już nie wrócić. Ale zostaję – bo przecież ktoś musi się nią zająć.
Czasem zastanawiam się: czy gdybyśmy zamienili się rolami z Pawłem, czy on dałby radę? Czy mama byłaby równie wyrozumiała dla mnie? Czy kiedykolwiek poczuję się naprawdę doceniona?
Może jestem egoistką? Może powinnam po prostu zaakceptować to wszystko i przestać liczyć na sprawiedliwość? Ale czy to naprawdę jest życie? Czy ktoś z was też tak miał?