Gorzki powrót: Kiedy dom nie czeka na zbłąkanego syna
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. Mama wybiegła z kuchni, ścierka w dłoni, a babcia poderwała się z fotela, jakby nagle odmłodniała o dwadzieścia lat. W progu stał ON – mój ojciec, którego nie widziałam od ośmiu lat. Pachniał papierosami i tanim piwem, a w oczach miał coś, czego nie pamiętałam – może cień wstydu, może tylko zmęczenie.
– Cześć, Haniu – powiedział cicho, jakby bał się, że zaraz go przepędzimy. – Mogę wejść?
Mama zamarła. Przez chwilę patrzyła na niego tak, jakby widziała ducha. Babcia zaczęła płakać. Ja… ja poczułam, jak wszystko we mnie się gotuje.
– Po co wróciłeś? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Przecież ci tu dobrze bez nas było.
Ojciec spuścił głowę. – Wiem, że zawaliłem. Ale… chciałem spróbować jeszcze raz. Chociaż was zobaczyć.
Mama odwróciła się do mnie bezradnie. – Haniu…
– Nie mów mi, że mam być miła! – wybuchłam. – On nas zostawił! Pamiętasz, jak płakałaś po nocach? Jak nie było za co kupić chleba? Jak babcia musiała sprzedać obrączkę po dziadku?!
Babcia podeszła do ojca i objęła go drżącymi ramionami. – Synku…
Poczułam się zdradzona przez wszystkich. Wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam się w łazience. Słyszałam przez drzwi stłumione głosy:
– Dajcie jej czas…
– Może powinnam zadzwonić do cioci Izy…
– Nie, nie mieszajmy jej w to…
W końcu wyszłam. Ojciec siedział przy stole, a mama stawiała przed nim talerz zupy. Babcia głaskała go po ręce, jakby znów miał dziesięć lat.
– Haniu, usiądź z nami – poprosiła mama cicho.
Usiadłam na samym końcu stołu. Patrzyłam na ojca z nienawiścią i żalem. On jadł powoli, jakby każdy kęs miał go udusić.
– Pracuję teraz w magazynie – zaczął nieśmiało. – Wynajmuję pokój u znajomego…
– I co z tego? – przerwałam mu ostro. – Myślisz, że możesz wrócić i wszystko będzie jak dawniej?
Mama spojrzała na mnie błagalnie. – Haniu, proszę…
– Nie! – krzyknęłam. – Ty zawsze mu wybaczasz! A ja mam już dość! Całe życie czekałam, aż wróci i powie „przepraszam”, a teraz nawet tego nie potrafi!
Ojciec odsunął talerz i spojrzał mi prosto w oczy. – Przepraszam cię, Haniu. Przepraszam za wszystko.
Zrobiło mi się słabo. Chciałam wybiec z domu, ale nogi miałam jak z waty.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju.
– On naprawdę chce się zmienić – szepnęła. – Daj mu szansę.
– A kto mi dał szansę? Kto mnie zapytał, czy chcę mieć ojca pijaka?
Mama usiadła obok mnie na łóżku i objęła mnie ramieniem.
– Wiem, że cię zawiodłam… Ale jesteśmy rodziną. Musimy sobie jakoś poradzić.
Przez kolejne dni ojciec mieszkał u nas. Pomagał babci w ogrodzie, naprawił cieknący kran w łazience, nawet poszedł ze mną na zakupy do Biedronki. Ludzie patrzyli na nas dziwnie – sąsiadka spod trójki szepnęła coś do koleżanki na klatce schodowej.
Wieczorami słyszałam, jak mama płacze po cichu w kuchni. Babcia modliła się głośniej niż zwykle. Ojciec próbował rozmawiać ze mną o szkole, o moich planach na studia, ale ja odpowiadałam półsłówkami.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam kłótnię:
– Nie możesz tu wiecznie siedzieć! – krzyczała mama. – Hania ci nie wybaczy! Ja… ja już nie wiem, czy potrafię!
– Próbuję! – bronił się ojciec. – Ale nikt mi nie daje szansy!
– Bo już ją miałeś! I zmarnowałeś!
Weszłam do kuchni i spojrzałam im prosto w oczy.
– Może lepiej będzie, jak odejdziesz – powiedziałam cicho.
Ojciec spojrzał na mnie z bólem.
– Chciałem tylko…
– Wiem, czego chciałeś – przerwałam mu. – Ale my już nauczyłyśmy się żyć bez ciebie.
Tego wieczoru spakował swoje rzeczy i wyszedł bez słowa pożegnania.
Mama długo siedziała przy oknie i patrzyła w ciemność.
– Myślisz, że dobrze zrobiłyśmy? – zapytała szeptem.
Nie odpowiedziałam. W sercu miałam pustkę i żal.
Minęły tygodnie. Życie wróciło do normy – szkoła, domowe obowiązki, babcine narzekania na pogodę i ceny w sklepie. Czasem widywałam ojca na przystanku autobusowym albo pod sklepem spożywczym. Zawsze odwracał wzrok.
Dziś wiem jedno: nie każda rana się goi i nie każdy powrót jest możliwy. Czy można wybaczyć komuś tylko dlatego, że jest rodziną? A może czasem trzeba wybrać siebie?