Moja mama oddała wszystkie oszczędności mojemu bratu, a ja właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Co mam zrobić?

— Nie rozumiem, mamo! Jak mogłaś to zrobić? — mój głos drżał, a łzy napływały mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni test ciążowy z dwoma wyraźnymi kreskami. Mama siedziała przy stole, patrząc na mnie z mieszaniną zmęczenia i poczucia winy.

— Martyno, proszę cię… To była trudna decyzja. Michał potrzebował tych pieniędzy na firmę. Ty zawsze sobie radziłaś — powiedziała cicho, unikając mojego wzroku.

Zawsze sobie radziłam. Tak, to prawda. Ale tym razem nie chodziło tylko o mnie. Właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Mój chłopak, Bartek, pracował na umowie zlecenie i ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Miałam nadzieję, że mama pomoże nam chociaż na początku — przecież sama powtarzała, że dzieci to największy skarb i trzeba je wspierać.

— Mamo, ja… — zaczęłam, ale głos mi się załamał. — Jestem w ciąży. Chciałam ci to powiedzieć dzisiaj. Myślałam, że się ucieszysz.

Mama zbladła. Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, po czym zakryła twarz dłońmi.

— O Boże… Martynko… — wyszeptała. — Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej?

— Bo sama dopiero się dowiedziałam! — wybuchłam. — A teraz słyszę, że wszystkie twoje oszczędności poszły do Michała? Nawet nie zapytałaś mnie, czy czegoś nie potrzebuję!

W domu zapadła cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara na ścianie. Czułam się zdradzona. Michał był oczkiem w głowie mamy od zawsze. To on dostawał najlepsze prezenty na święta, to jemu mama pomagała w przeprowadzce do Warszawy, to dla niego gotowała ulubione pierogi, kiedy wracał na weekendy.

A ja? Ja byłam tą „zaradną”, „samodzielną”, „co sobie poradzi”.

Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. Bartek czekał na mnie pod blokiem.

— I co? — zapytał niepewnie.

— Wszystko poszło do Michała — powiedziałam przez zaciśnięte zęby. — Mama nie ma już ani złotówki.

Bartek objął mnie ramieniem. — Damy radę. Może poprosimy moich rodziców?

Pokręciłam głową. Jego rodzice mieszkali w małym mieszkaniu w Zabrzu i sami ledwo wiązali koniec z końcem.

Wieczorem zadzwonił Michał.

— Cześć siostra! Słyszałem, że byłaś u mamy. Co tam?

— Michał… — zaczęłam ostrożnie. — Wiesz, że oddała ci wszystkie oszczędności?

— No wiem… Ale przecież to inwestycja! Firma ruszy i oddam jej wszystko z nawiązką. Ty zawsze sobie radziłaś, Martyna.

Zacisnęłam pięści.

— A jeśli nie oddasz? Jeśli coś pójdzie nie tak?

— Przestań dramatyzować! Zawsze musisz robić z siebie ofiarę? — rzucił zirytowany i rozłączył się.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w domu płakałam po nocach. Bartek próbował mnie pocieszać, ale widziałam w jego oczach strach.

Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.

— Martynko… Przepraszam cię. Nie wiedziałam o twojej ciąży. Gdybym wiedziała…

— Ale nie wiedziałaś, bo nawet nie zapytałaś! — przerwałam jej ostro. — Zawsze liczy się tylko Michał!

— To nieprawda… Kocham was oboje…

— Ale jego kochasz bardziej — wyszeptałam i odłożyłam słuchawkę.

W pracy zaczęły się plotki. Ktoś zauważył mój brzuch i nagle wszyscy chcieli wiedzieć: „A co na to twoja mama?”, „Dostaniesz mieszkanie po babci?”, „Michał ci pomoże?”.

Czułam się coraz bardziej samotna.

Bartek próbował dorabiać po godzinach jako kurier, ja brałam nadgodziny w sklepie spożywczym. Zaczęliśmy szukać tańszego mieszkania, ale ceny były kosmiczne nawet na obrzeżach Katowic.

Któregoś dnia przyszła do mnie mama.

— Martynko… Przyniosłam ci trochę jedzenia i ubranka po tobie z dzieciństwa. Może się przydadzą…

Patrzyłam na nią długo.

— Nie chcę twoich starych rzeczy. Chciałam tylko poczuć, że jestem dla ciebie ważna — powiedziałam cicho.

Mama rozpłakała się.

— Nie umiem cofnąć czasu… Ale mogę ci pomóc inaczej. Może razem pojedziemy do opieki społecznej? Albo porozmawiamy z Bartkiem o jakimś wsparciu?

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tysiąc myśli: czy powinnam wybaczyć mamie? Czy powinnam walczyć o swoje?

Michał przestał dzwonić. Firma nie szła najlepiej, a mama coraz częściej wyglądała na przygnębioną i zmęczoną.

W końcu postanowiłam napisać list do Michała:

„Michał,
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo zraniłeś mnie i mamę swoją postawą. Wiem, że zawsze byłeś oczkiem w głowie mamy, ale teraz ja potrzebuję pomocy. Jeśli naprawdę kochasz rodzinę – pomóż nam.”

Nie odpisał.

Minęły tygodnie. Brzuch rósł, a ja powoli godziłam się z myślą, że muszę liczyć tylko na siebie i Bartka.

Któregoś dnia mama przyszła do nas z wiadomością:

— Michał sprzedał samochód i oddał mi część pieniędzy. Chce pomóc wam przy dziecku… Może nie wszystko jest stracone?

Spojrzałam na nią długo.

Czy można odbudować rodzinę po takim rozczarowaniu? Czy wybaczenie jest możliwe? A może czasem trzeba po prostu zacząć od nowa?

Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę znaczy wsparcie bez względu na wszystko? Czy można kochać dwoje dzieci tak samo – czy to tylko piękna bajka dla naiwnych?