Trzymając Przyjaciół Z Daleka od Naszej Nowej Działki: Decyzja, Której Żałuję

— Nie powinniśmy im mówić — powiedział Michał, patrząc na mnie z tym swoim nieugiętym spojrzeniem. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem szarzał listopadowy wieczór. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko szum czajnika. Właśnie wróciliśmy z kolejnej wizyty na działce pod Warszawą, którą mieliśmy zamiar kupić. To miało być nasze miejsce na ziemi, nasz azyl po latach wynajmowania ciasnych mieszkań w centrum.

Od miesięcy marzyłam o tym, żeby podzielić się tą wiadomością z naszymi przyjaciółmi — z Kasią i Pawłem, z którymi spędzaliśmy każdą wolną chwilę. Wiedziałam, że oni też szukają czegoś swojego, że mają dość miejskiego zgiełku i marzą o ogrodzie dla swoich dzieci. Ale Michał był nieugięty. — Jeśli im powiemy, zaraz będą chcieli zobaczyć działkę. A potem zaczną się porównania, pytania, może nawet zazdrość. Lepiej poczekać — tłumaczył.

Nie chciałam się z nim kłócić. W końcu miał rację — w ostatnich miesiącach nasze relacje z Kasią i Pawłem stały się bardziej napięte. Każda rozmowa o pieniądzach kończyła się niezręcznym milczeniem. Oni narzekali na ceny mieszkań, my milczeliśmy o naszych planach. Ale mimo wszystko czułam się winna. Czy naprawdę powinniśmy ukrywać coś tak ważnego?

W grudniu podpisaliśmy umowę przedwstępną. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę — śnieg padał gęsto, a ja trzymałam Michała za rękę i czułam, jak serce bije mi szybciej z ekscytacji i strachu jednocześnie. Wieczorem zadzwoniła Kasia.

— Co u was? — zapytała radośnie. — Dawno się nie widzieliśmy!

Zawahałam się. — Wszystko w porządku… dużo pracy, wiesz jak jest.

— Może wpadniecie w weekend? Paweł zrobił swoje słynne pierogi.

— Zobaczymy… dam znać — odpowiedziałam wymijająco.

Odkładając słuchawkę, poczułam ukłucie żalu. Zaczęliśmy coraz częściej odmawiać spotkań. Zawsze była jakaś wymówka: praca, zmęczenie, choroba. W rzeczywistości każdą wolną chwilę spędzaliśmy na działce — mierzyliśmy teren, planowaliśmy dom, rozmawialiśmy z architektem.

Wiosną wszystko zaczęło się sypać. Kasia zadzwoniła pewnego popołudnia, wyraźnie zdenerwowana.

— Słuchaj, czy coś się stało? Unikacie nas od miesięcy…

— Nie, skądże! Po prostu mamy dużo na głowie…

— Wiesz, Paweł widział was ostatnio pod Piasecznem. Co wy tam robiliście?

Zamarłam. — Eee… byliśmy u znajomych.

— U znajomych? — powtórzyła powoli Kasia. — Dziwne, bo mówiłaś, że nie znacie nikogo w tamtych okolicach.

Poczułam gorąco na twarzy. Kłamałam coraz częściej i coraz gorzej. Wieczorem wybuchła kłótnia z Michałem.

— Mówiłam ci, że to bez sensu! Oni i tak się dowiedzą!

— A co mieliśmy zrobić? Zaprosić ich na działkę i słuchać ich uwag? — odparował Michał.

— To są nasi przyjaciele! — krzyknęłam.

— Byli… — rzucił cicho.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez kolejne tygodnie unikaliśmy kontaktu z Kasią i Pawłem. W końcu przestali dzwonić.

W maju zaczęliśmy budowę domu. Powinniśmy być szczęśliwi — przecież o tym marzyliśmy! Ale zamiast radości czułam pustkę. Każdy weekend spędzaliśmy sami na placu budowy. Michał był coraz bardziej zamknięty w sobie, ja coraz częściej płakałam po nocach.

Pewnego dnia spotkałam Kasię w sklepie budowlanym. Stała przy regale z farbami, wyglądała na zmęczoną i smutną.

— Cześć — powiedziała chłodno.

— Cześć…

Przez chwilę milczałyśmy.

— Słyszałam od wspólnych znajomych, że budujecie dom pod Piasecznem — powiedziała nagle.

Zabrakło mi słów.

— Wiesz… mogliście po prostu powiedzieć prawdę — dodała cicho i odwróciła się na pięcie.

Stałam tam jeszcze długo, patrząc na jej oddalającą się sylwetkę. Wiedziałam, że straciłam coś ważnego — nie działkę, nie dom, ale przyjaźń, która była dla mnie jak rodzina.

Dziś siedzę na tarasie naszego nowego domu i patrzę na zachód słońca nad polami. Michał czyta gazetę obok mnie, ale między nami jest jakaś niewidzialna ściana. Czasem zastanawiam się, czy naprawdę warto było tak bardzo chronić swoje szczęście przed innymi. Czy można być naprawdę szczęśliwym w pięknym domu, jeśli nie ma się z kim dzielić tej radości?

Może czasem lepiej zaryzykować i zaufać bliskim… Nawet jeśli boimy się ich reakcji? Co wy byście zrobili na moim miejscu?