Dzieci mojej szwagierki doprowadzają mnie do szału. Nie chcę, żeby moja córka się z nimi zadawała.
– Znowu przyszli? – wyszeptałam do siebie, słysząc trzask drzwi wejściowych. Moja córka Emma spojrzała na mnie z niepokojem, jakby wyczuwała, że zaraz wybuchnę. W korytarzu rozległy się głośne śmiechy i tupot dziecięcych stóp. To byli oni – dzieci mojej szwagierki, Anity. Znowu.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam, jak jej syn Bartek wyrywa Emmie zabawkę z rąk i śmieje się jej w twarz. Może wtedy, gdy jej córka Ola zaczęła wyśmiewać Emmę za to, że nie ma telefonu. A może po prostu wtedy, gdy zdałam sobie sprawę, że każde nasze rodzinne spotkanie kończy się płaczem mojej córki i moim poczuciem bezsilności.
– Mamo, mogę iść do swojego pokoju? – zapytała Emma cicho.
– Idź, kochanie – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu.
W salonie Anita już rozkładała ciasto na talerzyki, a jej dzieci biegały wokół stołu, przewracając krzesła i krzycząc tak głośno, że aż bolały mnie uszy. Mój mąż Michał próbował udawać, że wszystko jest w porządku, ale widziałam po jego minie, że też ma dość. Tylko Anita wydawała się nie zauważać niczego niepokojącego.
– Dzieciaki mają tyle energii! – zaśmiała się beztrosko. – Niech się wyszaleją!
Zacisnęłam zęby. Chciałam powiedzieć coś kąśliwego, ale powstrzymałam się. Przecież to rodzina. Trzeba trzymać fason. Ale ile można?
Po godzinie Emma przyszła do mnie ze łzami w oczach.
– Mamo, Bartek powiedział, że jestem głupia i że nikt mnie nie lubi…
Poczułam, jak narasta we mnie gniew.
– Zaraz z nim porozmawiam – powiedziałam stanowczo i ruszyłam do salonu.
Bartek siedział na dywanie i grał na tablecie. Ola stała obok niego i śmiała się z czegoś na ekranie.
– Bartek, możesz tu na chwilę podejść? – zapytałam chłodno.
Spojrzał na mnie z wyraźnym znudzeniem.
– Co?
– Słyszałam, co powiedziałeś Emmie. Nie życzę sobie takich słów w moim domu.
Wzruszył ramionami.
– To tylko żart…
– To nie był żart – odpowiedziałam ostro. – Przeproś ją.
Bartek spojrzał na Olę, która przewróciła oczami.
– Przepraszam – mruknął pod nosem.
Wróciłam do kuchni z poczuciem porażki. Wiedziałam, że to nic nie zmieni. Anita weszła za mną i spojrzała na mnie z udawaną troską.
– Coś się stało?
– Twoje dzieci są bardzo niegrzeczne wobec Emmy – powiedziałam wprost.
Anita uniosła brwi.
– Oj tam, dzieciaki zawsze się droczą. Nie przesadzaj…
Chciałam krzyczeć. Chciałam jej powiedzieć wszystko: o tym, jak Emma płacze po każdym spotkaniu; o tym, jak boi się chodzić do szkoły, bo Ola rozpowiada plotki; o tym, jak Bartek niszczy jej rzeczy i śmieje się z jej rysunków. Ale wiedziałam, że to nic nie da. Anita zawsze znajdzie wymówkę dla swoich dzieci.
Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
– Nie chcę już więcej tych spotkań – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– To moja siostra…
– A to nasza córka! – przerwałam mu gwałtownie. – Czy naprawdę chcesz patrzeć, jak ją niszczą?
Michał spuścił głowę.
– Porozmawiam z Anitą…
Ale wiedziałam, że to nic nie zmieni. W tej rodzinie zawsze liczyła się tylko pozorna zgoda. Prawdziwe problemy zamiatało się pod dywan.
Następnego dnia Emma wróciła ze szkoły jeszcze bardziej przygnębiona niż zwykle.
– Mamo… Ola powiedziała wszystkim w klasie, że jestem dziwna i nikt nie chce się ze mną bawić…
Przytuliłam ją mocno i poczułam łzy napływające do oczu.
Wieczorem zadzwoniłam do Anity.
– Musimy poważnie porozmawiać o naszych dzieciach – zaczęłam stanowczo.
Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
– Naprawdę musisz robić z tego taki dramat?
– Tak, muszę! Bo twoje dzieci ranią moją córkę!
Zapadła cisza.
– Może Emma powinna być twardsza? Świat nie jest łatwy…
Zamarłam. Czy naprawdę właśnie to usłyszałam?
Odkładając słuchawkę poczułam się jeszcze bardziej samotna niż kiedykolwiek. W tej rodzinie nikt nie rozumiał mojego bólu ani strachu o własne dziecko. Każdy udawał, że wszystko jest w porządku – byle tylko nie naruszyć tej kruchej fasady rodzinnej harmonii.
Przez kolejne tygodnie unikałam spotkań z Anitą i jej dziećmi. Emma zaczęła wracać do siebie – powoli odzyskiwała uśmiech i pewność siebie. Ale wciąż widziałam w jej oczach cień lęku przed kolejnym spotkaniem z kuzynostwem.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy chroniąc Emmę przed toksycznymi relacjami nie zamykam jej na świat? Czy można być dobrą matką i jednocześnie odciąć własne dziecko od rodziny?
A może czasem trzeba wybrać: rodzina czy dobro własnego dziecka? Co wy byście zrobili na moim miejscu?