Szeptane słowa między Jerzym a Wiktorią: Subtelna zdrada
– Słyszałaś, co mówiła Wiktoria? – głos mojej teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc filiżanki po niedzielnym obiedzie, kiedy jej słowa zawisły w powietrzu. – Ona naprawdę wie, co jest dobre dla Jerzego.
Zamarłam. Jerzy – mój mąż od siedmiu lat, ojciec naszej córki Zosi. Wiktoria – przyjaciółka rodziny, która od zawsze była „tą drugą”, choć nigdy nie miałam powodu, by jej nie ufać. Przynajmniej tak mi się wydawało.
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona już była w swoim żywiole.
– Ty nigdy nie rozumiesz, co dla niego najlepsze! – rzuciła z wyrzutem. – Wiktoria to kobieta z klasą. Zawsze wiedziała, jak się zachować. Ty…
Nie dokończyła. Zostawiła mnie z tym niedopowiedzeniem, które bolało bardziej niż najgorsza obelga. Przez chwilę stałam w miejscu, czując jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie mogłam się rozpłakać. Nie przy niej.
Wieczorem Jerzy wrócił późno. Pachniał obcymi perfumami i miał na sobie tę swoją maskę obojętności.
– Byłaś dziś u mamy? – zapytał, nie patrząc mi w oczy.
– Byłam – odpowiedziałam krótko. – Rozmawiała z Wiktorią przez telefon. Długo.
Wzruszył ramionami, jakby to nic nie znaczyło.
– Ona często do niej dzwoni. Lubią się.
– A ty? – zapytałam nagle, sama zaskoczona odwagą swojego głosu. – Ty ją lubisz?
Spojrzał na mnie z irytacją.
– Przestań wymyślać. To tylko znajoma.
Ale coś w jego oczach mówiło mi, że kłamie.
Od tamtej pory zaczęłam obserwować. Każdy gest, każde spojrzenie między Jerzym a Wiktorią podczas rodzinnych spotkań nabierało nowego znaczenia. Kiedyś śmiałam się z jej żartów razem z nimi. Teraz czułam się jak intruz we własnym domu.
Pewnego dnia, kiedy Zosia była u koleżanki, a Jerzy miał wrócić później z pracy, postanowiłam posprzątać jego szufladę w biurku. Znalazłam tam list – krótki, napisany kobiecą ręką:
„Jerzyku,
Dziękuję za wczoraj. Twoje słowa wciąż brzmią mi w uszach. Tylko przy tobie czuję się naprawdę sobą.
W.”
Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam oddychać. To nie mogła być prawda. Przecież ufałam mu bezgranicznie…
Wieczorem czekałam na niego w salonie. Kiedy wszedł, trzymałam list w dłoni.
– Co to jest? – zapytałam drżącym głosem.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem usiadł naprzeciwko mnie i schował twarz w dłoniach.
– To nic takiego… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Nic takiego? Jerzy, czy ty mnie zdradzasz?
Nie odpowiedział od razu. W końcu podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
– To nie tak, jak myślisz…
Wybuchłam płaczem. Wszystko we mnie pękło – lata wspólnego życia, wspólne plany, marzenia o spokojnej starości.
– Jak mogłeś? – szlochałam. – Dlaczego?
Jerzy milczał długo, a potem zaczął mówić cicho:
– Czułem się samotny… Ty zawsze byłaś zajęta Zosią, domem, pracą… Wiktoria po prostu mnie słuchała.
Wtedy poczułam gniew. Jakby cała odpowiedzialność za jego zdradę spadła na mnie.
– To moja wina? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Nie… Po prostu… Nie wiem już sam…
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Zosia wyczuwała napięcie i coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Teściowa przestała do mnie dzwonić, jakby wiedziała o wszystkim i czekała na rozwój wydarzeń.
Pewnego popołudnia spotkałam Wiktorię na klatce schodowej. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, jakby nic się nie stało.
– Cześć Aniu! Jak Zosia? – zapytała beztrosko.
Nie wytrzymałam.
– Dlaczego to zrobiłaś? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Zaskoczenie przemknęło przez jej twarz, ale szybko odzyskała pewność siebie.
– O czym ty mówisz?
Wyciągnęłam list i podałam jej go do ręki.
– Myślałaś, że się nie dowiem?
Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy. W końcu Wiktoria westchnęła ciężko.
– Aniu… Ja naprawdę go kocham. Od zawsze. Ale to on do mnie przyszedł pierwszy…
Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Wynoś się z mojego życia – powiedziałam cicho i weszłam do mieszkania, trzaskając drzwiami.
Tego wieczoru spakowałam walizkę Jerzego i postawiłam ją pod drzwiami sypialni.
– Musisz wybrać – powiedziałam bez łez, bez krzyku. – Albo ja i Zosia, albo ona.
Jerzy długo siedział na korytarzu z głową opartą o ścianę. W końcu wyszedł bez słowa.
Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Zosia płakała nocami i pytała, kiedy tata wróci do domu. Teściowa przysyłała mi krótkie wiadomości: „To dla waszego dobra”.
Czułam się zdradzona przez wszystkich: męża, przyjaciółkę, rodzinę. Każdego dnia walczyłam ze sobą, żeby nie zadzwonić do Jerzego i nie błagać go o powrót. Ale wiedziałam, że muszę być silna dla Zosi.
Po kilku miesiącach Jerzy przyszedł pod nasze drzwi z bukietem tulipanów i łzami w oczach.
– Przepraszam – powiedział tylko. – Popełniłem błąd…
Nie odpowiedziałam mu wtedy nic. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, pozwalając łzom płynąć swobodnie po policzkach.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Może czasem lepiej pozwolić odejść temu, kto już dawno przestał być częścią naszego świata?