Zabrałam mamę do siebie, ale po miesiącu musiałam ją oddać – czy to czyni mnie złą córką?

– Nie możesz mnie tu zostawić, Aniu! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stała w moim przedpokoju, kurczowo trzymając się poręczy, jakby od tego zależało jej życie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta scena będzie powtarzać się niemal codziennie przez następny miesiąc.

Wszystko zaczęło się od śmierci taty. Mama została sama w naszym rodzinnym domu pod Radomiem. Przez pierwsze tygodnie wydawało się, że sobie radzi – sąsiedzi zaglądali, kuzynka przywoziła zakupy. Ale potem zaczęły się telefony: „Aniu, nie mogę spać”, „Aniu, boję się być sama”, „Aniu, chyba ktoś chodzi po ogrodzie”. Każdy dzwonek wywoływał we mnie panikę i poczucie winy. W końcu podjęłam decyzję: zabiorę mamę do siebie, do Warszawy.

Mój mąż, Tomek, nie był zachwycony. – Wiesz, że to nie będzie łatwe – powiedział cicho, kiedy pakowałam mamie walizki. – To już nie ta sama osoba co kiedyś. Ale ja byłam przekonana, że dam radę. Przecież to moja mama! Wychowała mnie, poświęcała dla mnie wszystko. Teraz moja kolej.

Pierwsze dni były trudne, ale miałam nadzieję, że to tylko kwestia przyzwyczajenia. Mama nie mogła odnaleźć się w naszym mieszkaniu. Wszystko było dla niej obce: dźwięki miasta, zapachy, nawet światło w łazience. – U was wszystko takie zimne – powtarzała. – U mnie w domu zawsze pachniało zupą.

Starałam się jak mogłam. Gotowałam jej ulubione potrawy, kupiłam kwiaty do salonu, nawet pozwoliłam jej spać w moim łóżku, bo bała się sama zasypiać. Ale mama była coraz bardziej niespokojna. Budziła się w nocy i chodziła po mieszkaniu. Czasem płakała bez powodu albo krzyczała na Tomka, że źle zamknął drzwi. Zaczęła podejrzewać, że ktoś ją podsłuchuje przez telewizor.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię:
– Pani Zosiu, proszę już nie otwierać okna na oścież! Jest zima!
– A co cię to obchodzi? To nie twój dom! – krzyknęła mama.

Tomek spojrzał na mnie bezradnie. Wiedziałam, że jest zmęczony. Ja też byłam. Praca zdalna, dziecko w przedszkolu i mama wymagająca stałej opieki – to było ponad moje siły.

Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Czy jestem złą córką? Przecież obiecałam tacie na pogrzebie, że się nią zaopiekuję. Ale coraz częściej łapałam się na tym, że marzę o chwili ciszy. O tym, żeby znów móc spokojnie napić się kawy albo obejrzeć film z Tomkiem bez strachu, że mama zaraz coś zniszczy albo wyjdzie na klatkę schodową w samych kapciach.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni syna:
– Pani Anno, czy wszystko w porządku? Franek jest ostatnio bardzo rozkojarzony i smutny.

To był cios. Zrozumiałam, że nie tylko ja cierpię – cierpi cała moja rodzina.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Nie dam rady – powiedziałam cicho. – Próbowałam wszystkiego. Może powinnam poszukać dla mamy jakiegoś domu opieki?

Tomek długo milczał.
– To nie twoja wina – powiedział w końcu. – Ale musisz być gotowa na to, że ludzie będą cię oceniać.

Następnego dnia zadzwoniłam do kuzynki i poprosiłam o pomoc w znalezieniu miejsca dla mamy w domu spokojnej starości pod Radomiem. Kiedy powiedziałam mamie o swojej decyzji, rozpłakała się.
– Oddajesz mnie jak starego psa! – krzyczała.

Czułam się jak najgorszy człowiek na świecie. Ale wiedziałam, że nie mam wyboru.

Ostatni tydzień przed wyjazdem był najgorszy w moim życiu. Mama przestała ze mną rozmawiać. Franek unikał kontaktu wzrokowego. Tomek starał się być wsparciem, ale widziałam po nim ulgę na myśl o powrocie do normalności.

W dniu wyjazdu mama siedziała na tylnym siedzeniu samochodu i patrzyła przez okno bez słowa. Kiedy dotarliśmy na miejsce i zobaczyła budynek domu opieki, odwróciła się do mnie:
– Nigdy ci tego nie wybaczę.

Po powrocie do Warszawy długo płakałam. Każdy telefon od mamy wywoływał we mnie lęk i poczucie winy. Kuzynka mówiła mi później, że mama powoli przyzwyczaja się do nowego miejsca i nawet zaprzyjaźniła się z sąsiadką z pokoju obok.

Ale ja wciąż nie wiem, czy postąpiłam słusznie. Czy można być dobrą córką i jednocześnie wybrać siebie? Czy każda decyzja w życiu musi mieć swoją cenę? Może ktoś z was zna odpowiedź…