„Mój syn nie będzie kurą domową!” – O tym, jak teściowa rozbiła moje małżeństwo i jak próbowałam poskładać siebie na nowo

– Mój syn nie będzie kurą domową! – wrzasnęła pani Halina, zanim zdążyłam nawet zaparzyć kawę. Stała w progu naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, z twarzą czerwoną jak burak i oczami, które mogłyby przeciąć szkło. – Słyszysz mnie, Elżbieta? Nie po to go wychowywałam, żeby teraz zmywał naczynia i gotował obiady!

Zamarłam z filiżanką w ręku. Michał, mój mąż, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę. Wiedziałam, że to nie jest zwykła wizyta. Ostatnio coraz częściej słyszałam od Haliny kąśliwe uwagi o tym, że „kobieta powinna dbać o dom”, a „facet zarabiać pieniądze”. Ale to ja dostałam awans w banku, a Michał – po redukcji etatów – został w domu z naszą dwuletnią Zosią.

– Dzień dobry, pani Halino – powiedziałam cicho, próbując zachować spokój. – Może herbaty?

– Herbaty? – prychnęła. – Ty się lepiej zastanów, co robisz z moim synem! On był taki ambitny, a teraz co? Pampersy zmienia i pierze śpioszki! To jest hańba!

Michał podniósł wzrok znad gazety. Widziałam w jego oczach wstyd i złość. – Mamo, przestań. To była nasza wspólna decyzja.

– Wspólna? – Halina spojrzała na mnie z pogardą. – Ty go zmanipulowałaś! Zawsze byłaś taka wygadana, taka mądra… A teraz robisz z niego babę!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Pracowałam po dziesięć godzin dziennie, żeby utrzymać rodzinę. Michał świetnie radził sobie w domu – Zosia była szczęśliwa, a ja mogłam się rozwijać zawodowo. Ale dla Haliny to był koniec świata.

Po jej wyjściu długo siedzieliśmy w ciszy. Michał zaciskał pięści na stole.

– Może ona ma rację – powiedział nagle. – Może powinienem znaleźć jakąkolwiek pracę. Nawet na budowie.

– Michał… – zaczęłam, ale przerwał mi.

– Nie rozumiesz? Wszyscy się ze mnie śmieją. Koledzy pytają, czy już umiem robić pierogi i prasować koszule.

– A ja? Myślisz, że mnie nikt nie ocenia? W pracy słyszę, że jestem „zimną suką”, bo zostawiam dziecko z ojcem. W sklepie patrzą na mnie jak na wyrodną matkę.

Wiedziałam, że coś się zmieniło. Michał zaczął się zamykać w sobie. Coraz częściej wychodził z domu „na spacer”, wracał późno. Zosia pytała: „Gdzie tata?”. Ja próbowałam być silna, ale czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni siedziała Halina. Michał stał przy oknie, blady jak ściana.

– Elżbieta, musimy porozmawiać – zaczęła teściowa tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Michał wraca do nas na wieś. Tam znajdzie pracę u wujka Staszka. Ty możesz tu zostać ze swoją karierą.

Spojrzałam na męża. Nie patrzył mi w oczy.

– Michał? – wyszeptałam.

– Przepraszam… Ja już nie daję rady – powiedział cicho. – Nie chcę być pośmiewiskiem.

W jednej chwili mój świat się zawalił. Michał zabrał Zosię na weekend do rodziców i… nie wrócił. Przez kolejne tygodnie walczyłam o kontakt z córką, o rozmowę z mężem. Halina nie odbierała telefonu. Michał pisał krótkie SMS-y: „Zosia dobrze się czuje”, „Nie wiem, co dalej”.

W pracy udawałam twardą. Ale wieczorami płakałam do poduszki. Czy naprawdę byłam taka zła? Czy to ja rozbiłam rodzinę?

Po miesiącu dostałam pismo z sądu – Michał wniósł o separację i opiekę nad dzieckiem. Uzasadnienie: „Matka zaniedbuje rodzinę na rzecz kariery”.

Przez kolejne miesiące walczyliśmy w sądzie o Zosię. Sędzina patrzyła na mnie z chłodnym dystansem.

– Czy uważa pani, że praca jest ważniejsza od dziecka? – zapytała podczas jednej z rozpraw.

– Nie! Ale uważam, że ojciec też może być dobrym opiekunem! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Halina siedziała za plecami Michała i szeptała mu coś do ucha.

Przegrałam sprawę o pełną opiekę nad Zosią. Przyznano mi widzenia co drugi weekend i połowę wakacji.

Dziś minął rok od tamtego dnia. Mieszkam sama w kawalerce na Mokotowie. Pracuję jeszcze więcej niż kiedyś, bo muszę płacić alimenty. Zosię widuję rzadko – Halina robi wszystko, żeby utrudnić mi kontakt.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym była inną kobietą – bardziej uległą, mniej ambitną – byłabym dziś szczęśliwsza? Czy w Polsce matka może być szczęśliwa bez wsparcia rodziny?

Może to ja powinnam była ustąpić? A może to świat powinien się zmienić?

Czy Wy też czuliście kiedyś, że musicie wybierać między sobą a oczekiwaniami innych?