Dom w prezencie – czy to naprawdę dar losu?
– Naprawdę to zrobiła? – zapytała mnie szeptem moja przyjaciółka Ola, kiedy jeszcze trzymałam kieliszek szampana w drżącej dłoni. Wokół nas goście wiwatowali, a orkiestra grała „Sto lat”, ale ja czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
Moja teściowa, pani Halina, właśnie ogłosiła wszystkim, że daje nam dom. Dom! W prezencie ślubnym! Ludzie patrzyli na nas z zazdrością i niedowierzaniem, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Mój mąż, Tomek, był równie zaskoczony. Przez chwilę patrzył na matkę z otwartymi ustami, potem objął mnie ramieniem i próbował się uśmiechnąć. Ale ja widziałam w jego oczach niepokój.
Wiedzieliśmy, że Halina odziedziczyła dom po swojej ciotce dwa lata temu. Stał pusty na obrzeżach Krakowa, trochę zaniedbany, ale solidny. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, żeby tam zamieszkać – mieliśmy swoje plany, marzyliśmy o własnym kącie, ale na razie wynajmowaliśmy małe mieszkanie na Prądniku.
Wszystko wydarzyło się tak nagle. Halina podeszła do mikrofonu, poprosiła o ciszę i powiedziała: „Chciałam dziś podarować coś wyjątkowego mojemu synowi i jego żonie. Dom po cioci Zofii jest wasz. Mam nadzieję, że będziecie tam szczęśliwi.”
Wszyscy bili brawo, a ja czułam się jak aktorka w kiepskim serialu. Spojrzałam na mojego starszego brata, Marcina, który siedział przy stole z żoną Agatą. Ich twarze były kamienne. Marcin odwrócił wzrok, a Agata zacisnęła usta tak mocno, że aż zbielały jej knykcie.
Po chwili podeszli do nas. Marcin mówił cicho, ale stanowczo:
– Gratulacje. Widzę, że niektórzy mają więcej szczęścia niż inni.
– Marcin… – zaczęłam niepewnie.
– Nie tłumacz się – przerwał mi. – Wszystko jasne.
Agata spojrzała na mnie z pogardą:
– Ciekawe, co jeszcze dostaniecie od mamy Tomka? Może samochód? Albo działkę nad jeziorem?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się winna za coś, na co nie miałam wpływu. Próbowałam złapać wzrok Tomka, ale on rozmawiał z matką i wyglądał na coraz bardziej spiętego.
Nagle Marcin wstał od stołu i pociągnął Agatę za sobą. Wyszli z sali bez słowa. Goście zaczęli szeptać między sobą. Moja mama podeszła do mnie i ścisnęła mi dłoń:
– Nie przejmuj się nimi. To wasz dzień.
Ale ja już wiedziałam, że nic nie będzie takie samo.
Po weselu wróciliśmy do mieszkania. Tomek był milczący, a ja nie mogłam zasnąć całą noc. W głowie kłębiły mi się pytania: Dlaczego Halina zrobiła to właśnie teraz? Czy wiedziała, że Marcin i Agata od lat starają się o własne mieszkanie i ledwo wiążą koniec z końcem? Czy chciała nas skłócić?
Następnego dnia zadzwoniłam do brata. Nie odebrał. Napisałam mu wiadomość: „Marcin, proszę, porozmawiajmy.” Odpisał dopiero wieczorem: „Nie mam ochoty rozmawiać. Gratuluję nowego domu.”
Tomek próbował rozmawiać z matką:
– Mamo, dlaczego zrobiłaś to publicznie? Mogłaś nam powiedzieć wcześniej…
Halina wzruszyła ramionami:
– Chciałam wam zrobić niespodziankę. Przecież to nic złego.
– Ale Marcin…
– Marcin zawsze miał wszystko pierwszy – przerwała mu ostro. – Ty zawsze byłeś tym drugim. Teraz twoja kolej.
Nie wiedziałam, co myśleć o tych słowach. Czy to możliwe, że Halina przez lata czuła się winna wobec Tomka? Że chciała mu wynagrodzić jakieś dawne krzywdy? Ale dlaczego kosztem mojej rodziny?
Przez kolejne tygodnie atmosfera była napięta. Marcin unikał kontaktu ze mną i Tomkiem. Mama płakała po nocach i powtarzała: „Rodzina nie powinna się kłócić przez pieniądze.” Agata rozpowiadała po rodzinie plotki o tym, jak „wyciągnęliśmy” dom od teściowej.
A dom stał pusty i czekał na nasz ruch. Tomek chciał go obejrzeć, ale ja zwlekałam. Bałam się wejść do środka – bałam się, że ten dom stanie się symbolem naszej rodzinnej tragedii.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam tam sama. Klucz ciężko obracał się w zamku. W środku pachniało kurzem i starością. Przeszłam przez puste pokoje i poczułam dziwny smutek – jakby ten dom wiedział o wszystkim, co się wydarzyło.
Usiadłam na schodach i rozpłakałam się jak dziecko. Czy naprawdę zasłużyliśmy na taki prezent? Czy można być szczęśliwym w domu zbudowanym na czyjejś zazdrości i żalu?
Tomek znalazł mnie tam godzinę później.
– Kochanie… – usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
– Nie wiem, czy chcę tu mieszkać – wyszeptałam.
– Ja też nie wiem – odpowiedział cicho. – Ale może to my zdecydujemy, czym ten dom będzie dla nas?
Dziś minęły już trzy miesiące od ślubu. Z Marcinem rozmawiamy tylko przez mamę. Dom nadal stoi pusty – nie potrafimy podjąć decyzji.
Czasem zastanawiam się: czy można przyjąć taki prezent bez poczucia winy? Czy rodzina jest ważniejsza niż materialne rzeczy? A może to wszystko tylko próba dla naszych relacji?
Czy wy bylibyście w stanie zamieszkać w takim domu? Co byście zrobili na moim miejscu?