Miłość, która dzieli: Historia matki, która nie potrafi zaakceptować wyborów syna
– Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu – głos Michała drżał, a ja czułam, jak wzbiera we mnie gniew i bezsilność.
– Michał, ja tylko chcę dla ciebie dobrze! – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że to już setny raz powtarzam te same słowa. – Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz? Czy naprawdę chcesz wiązać się z kobietą, która już ma dziecko?
W mojej głowie kłębiły się myśli. Od kiedy Michał poznał Magdę, wszystko się zmieniło. Mój jedyny syn, moje oczko w głowie, nagle zaczął znikać z domu. Przestał dzwonić codziennie, jak dawniej. Coraz rzadziej wpadał na niedzielny rosół. A kiedy już przychodził, był nieobecny myślami. Zawsze gdzieś się spieszył, zawsze miał coś do załatwienia.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz przyprowadził Magdę do naszego mieszkania na Pradze. Była ładna, zadbana, uśmiechnięta. Ale obok niej stała mała dziewczynka – Zosia. Miała może pięć lat. Patrzyła na mnie wielkimi oczami i ściskała rękę matki tak mocno, jakby bała się, że ją straci.
– To jest Zosia – powiedziała Magda z uśmiechem. – Mam nadzieję, że się polubicie.
Nie odpowiedziałam nic. Czułam w środku bunt i żal. Przecież to nie jest moje wnuczę! To nie jest moja krew! Jak mam ją pokochać?
Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Michał coraz częściej spędzał czas z Magdą i Zosią. Ja zostawałam sama w naszym mieszkaniu, patrząc na puste krzesło przy stole i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd.
Kiedy Michał oznajmił mi, że Magda jest w ciąży, poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił je na bruk.
– Mamo, będziesz babcią! – powiedział z radością w głosie.
Nie potrafiłam się cieszyć. W mojej głowie wciąż brzmiały słowa: „To nie jest twoja rodzina”.
Przez kolejne miesiące unikałam spotkań z Magdą i Zosią. Kiedy rodził się mój wnuk – Franek – Michał zadzwonił do mnie ze szpitala.
– Mamo, urodził się! Franek! Chcesz go zobaczyć?
Nie pojechałam. Siedziałam w domu i płakałam. Czułam się winna i jednocześnie wściekła na cały świat.
Z czasem Michał zaczął oddalać się coraz bardziej. Przestał dzwonić nawet na święta. W Wigilię siedziałam sama przy stole z dwunastoma potrawami i patrzyłam na puste miejsce dla niespodziewanego gościa. Może miałam nadzieję, że to właśnie Michał zapuka do drzwi?
Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Stałam pod drzwiami ich mieszkania na Ursynowie z bukietem kwiatów i prezentem dla Franka. Drzwi otworzyła Magda.
– Dzień dobry, pani Aniu – powiedziała cicho.
Za jej plecami zobaczyłam Zosię bawiącą się z Frankiem na dywanie.
– Czy Michał jest w domu? – zapytałam chłodno.
– Zaraz go zawołam.
Michał wyszedł z kuchni z fartuszkiem przewiązanym w pasie.
– Mamo! Co za niespodzianka! – uśmiechnął się szeroko.
Usiadłam na kanapie i patrzyłam na dzieci bawiące się razem. Franek był śliczny – miał oczy Michała i uśmiech Magdy. Ale obok niego była Zosia – ta „obca”.
– Chcesz herbaty? – zapytała Magda.
– Nie trzeba – odpowiedziałam szorstko.
Czułam się nieswojo w tym mieszkaniu pełnym zdjęć rodzinnych, na których nie było mnie ani mojego męża. Byli tylko oni: Michał, Magda, Zosia i Franek.
Po chwili Michał usiadł obok mnie.
– Mamo… dlaczego nie chcesz być częścią naszego życia? – zapytał cicho.
Zacisnęłam pięści.
– Bo to nie jest moja rodzina! – wybuchłam nagle. – Ty masz swoje życie, swoje dzieci… Ale ja nie potrafię zaakceptować tego wszystkiego! Zosia nie jest moją wnuczką!
W pokoju zapadła cisza. Magda zabrała dzieci do drugiego pokoju. Michał patrzył na mnie z bólem w oczach.
– Mamo… Zosia cię potrzebuje tak samo jak Franek. Ona nie ma nikogo poza nami…
Nie odpowiedziałam. Wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
Przez kolejne tygodnie nie spałam po nocach. W głowie miałam obraz Zosi patrzącej na mnie z nadzieją i lękiem jednocześnie. Czy naprawdę byłam aż tak okrutna?
Pewnego dnia dostałam list od Magdy:
„Pani Aniu,
Wiem, że nie jest pani łatwo zaakceptować naszą rodzinę. Ale proszę pamiętać, że Zosia bardzo panią lubi i często pyta o babcię Anię. Franek też rośnie i chciałby panią poznać lepiej. Proszę dać nam szansę.”
Czytałam ten list kilka razy i płakałam jak dziecko.
Zadzwoniłam do Michała.
– Synku… czy mogę was odwiedzić?
W jego głosie usłyszałam ulgę.
– Oczywiście, mamo! Czekamy na ciebie!
Pojechałam do nich z ciastem drożdżowym i pluszowym misiem dla Franka. Kiedy weszłam do mieszkania, Zosia podbiegła do mnie i przytuliła się mocno.
– Babciu Aniu! – zawołała radośnie.
Poczułam łzy napływające do oczu. Może to ja byłam tą „obcą” przez cały ten czas?
Usiedliśmy razem przy stole. Magda podała herbatę, a Michał opowiadał o pracy i planach na wakacje nad morzem. Dzieci śmiały się i bawiły pod stołem.
Patrzyłam na nich wszystkich i czułam, jak powoli topnieje lód w moim sercu. Może rodzina to nie tylko więzy krwi? Może miłość można budować każdego dnia od nowa?
Wieczorem wróciłam do domu i długo siedziałam przy oknie patrząc na światła miasta.
Czy potrafię pokochać Zosię jak własną wnuczkę? Czy jestem gotowa zostawić za sobą żal i zacząć od nowa?
A wy? Czy potrafilibyście zaakceptować „obce” dziecko w swojej rodzinie? Czy miłość naprawdę może przezwyciężyć wszystko?